Autor nie kryje swego podziwu dla „Ogniem i mieczem”, „Potopu” oraz „Pana Wołodyjowskiego”. Po raz pierwszy przeczytał je u schyłku epoki słusznie minionej – gdy kończył podstawówkę. Z miejsca uległ czarowi krainy Dzikich Pól, kresowych stanic, rycerzy odpierających najazdy nieprzyjacielskich hord.
Szwedzki stół
Ze sztandarowym dziełem noblisty obcuje systematycznie. Z czasem przyszła mu do głowy myśl, że ów cykl jest jakby niekompletny. Dostrzegł w nim absencję wydarzeń wcześniejszych. Również niezmiernie barwnych i wielowymiarowych. Obfitujących w dramatyczne epizody, waśnie sąsiedzkie, spory dynastyczne, zatargi wewnętrzne… Choćby pomiędzy monarchą dążącym do wzmocnienia państwa a magnatami usiłującymi zachować przywileje. Spektakularne triumfy polskiego oręża tamtej epoki – Kłuszyn, Kircholm czy Chocim – w szerszej świadomości społecznej figurują jedynie hasłowo. Uznał, że warto to zmienić.
Nie był bynajmniej pionierem w kwestii literackich odniesień do Sienkiewiczowskiego opus magnum. Przed laty na podobny koncept wpadł Aleksander Rowiński, tworząc powieść „Pan Zagłoba”, Andrzej Stojowski zaś pokusił się o kontynuację sagi – vide: „W ręku Boga”.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.