Dlaczego PO zaczęła domagać się ponownego przeliczenia głosów w wyborach dopiero wtedy, gdy stało się to niemożliwe? Moim zdaniem – właśnie dlatego. I właśnie dlatego domaga się tego tym głośniej, im bardziej jest to niemożliwe. Niemożliwe zaś jest zarówno w świetle prawa, które pozwala Sądowi Najwyższemu nakazać ponowne liczenie głosów tylko w tych komisjach, w których zgłoszono konkretne zastrzeżenia do wyniku (a strona przegrana zgłosiła je w kilkunastu z – przypomnijmy – prawie 32 tys.), jak i faktycznie, gdyż po zaakceptowaniu przez PKW poszczególnych protokołów głosy nie zostały w żaden sposób zabezpieczone. Polskie prawo nie przewiduje żadnej procedury zabezpieczania zużytych kart do głosowania po zaakceptowaniu przez PKW protokołu wyborczego. Mogą one jeszcze leżeć w jakichś składzikach w urzędach gminy, bez żadnej gwarancji, że to wszystkie głosy z danej komisji, że nic z worków nie ubyło ani niczego tam nie dorzucono – a w niektórych okręgach wyborczych być może zostały już zmielone. Nie istnieje też żadna procedura określająca, kto miałby je ponownie liczyć. Miałyby do tego zostać zebrane te same komisje wyborcze, w tym samym składzie?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.