Słowo „pride”, niegdyś po prostu „duma”, przez te lata nabrało nowego znaczenia i dzisiaj występuje w najrozmaitszych konfiguracjach słownych. WorldPride to jedna z nich. To ogólnoświatowa impreza, organizowana co dwa lata w różnych miastach, które zabiegają o zaszczyt goszczenia jej niemalże jak o igrzyska olimpijskie. Waszyngtonowi, gdzie dni WorldPride odbyły się na przełomie maja i czerwca, ten honor bardzo się należał, bo pierwsza parada równości przeszła przez jego ulice dokładnie 50 lat temu.
Dla genderowych aktywistów było jasne jak słońce, że w tak ważną rocznicę stolicę USA zaleją nieprzebrane tłumy. Organizatorzy bez umiarkowania roztaczali więc przed mediami wizję miasta oddanego we władanie tęczowej społeczności. Na obchody WorldPride – zapowiadali – z całego świata przyjadą co najmniej 2, a może nawet aż 3 mln ludzi. W przededniu imprezy liczbę tę zredukowano do 1 mln.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
