Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) rozesłał niedawno stanowisko w sprawie programu Prawa i Sprawiedliwości, pisząc o nim oględnie, że jest „realny”, „ale wymaga korekt”. Przy okazji związek przypomniał wszystkie prowzrostowe reformy, przeprowadzone przez partię Jarosława Kaczyńskiego w ciągu zaledwie dwóch lat rządów tego ugrupowania w połowie poprzedniej dekady. Przypomniał je, zaznaczając z emfazą: „Wierzymy, że PiS stać na pogłębioną refleksję nad przyczynami swoich sukcesów gospodarczych z lat 2005–2007, które pozwoliły Polsce na rekordowy wzrost PKB oraz przetrwać wielki kryzys i ominąć recesję”.
Przypomniany przez ZPP dorobek tej partii z lat 2005–2007 prezentuje się naprawdę imponująco. PiS wówczas bowiem zlikwidował: 40-procentową stawkę PIT, podatek od spadku i darowizn, podatek od alimentów na dzieci, podatek od pożyczek oraz 10-procentową akcyzę na kosmetyki.
A to przecież dalece nie wszystko, bo – jak dodaje ZPP – PiS wtedy jednocześnie obniżył: deficyt budżetowy z 28,36 do 15,95 mld zł, deficyt finansów publicznych z 4 do 1,9 proc., składkę rentową z 13 do 6 proc., składkę wypadkową, stawkę VAT na usługi pracochłonne z 22 do 7 proc., stawkę VAT w budownictwie z 22 do 7 proc., stawkę podstawową PIT z 19 do 18 proc., akcyzę na używane samochody, akcyzę na biopaliwa, wysokość opłat notarialnych, liczbę urzędników – opół tysiąca. Zaiste, efektownie brzmi ten zestaw zaaplikowanych wtedy Polsce reform. Ito właśnie dzięki ich efektom, czyli po prostu dzięki pieniądzom pozostawionym wskutek owych przezornych posunięć ekipy PiS wkieszeniach Polaków, wlatach 2008–2012 nasz kraj suchą stopą przeszedł przez światowy kryzys, nawet na jeden kwartał nie wpadając wrecesję. Ito właśnie wtedy, i to właśnie Jarosław Kaczyński, dając się przekonać do przeprowadzenia tych wszystkich zmian wicepremier i minister finansów Zycie Gilowskiej oraz kilku innym liberałom gospodarczym we własnym rządzie, wyczarował ową „zieloną wyspę”, której autorstwo przypisywał sobie później Donald Tusk.
Niestety, Zyty Gilowskiej w obecnej ekipie Prawa i Sprawiedliwości już nie ma i można mieć jedynie nadzieję, że wicepremierowi i ministrowi rozwoju Mateuszowi Morawieckiemu oraz ministrowi finansów Pawłowi Szałamasze wystarczy wiedzy, wyobraźni, politycznej sprawności i odwagi, by po latach mogli zostać zapamiętani właśnie tak jak ona – jak Zyta Gilowska. Albo jeszcze lepiej.
A nie jak Jacek Rostowski i Mateusz Szczurek, ministrowie finansów w ekipie Tuska-Kopaczowej, którzy kojarzyć się będą już tylko z podwojeniem długu publicznego z 0,5 bln do biliona złotych, podniesieniem VAT, akcyzy na alkohol i składki rentowej oraz zagrabieniem przyszłym polskim emerytom 150 mld zł z ich kont w OFE.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.