Jak to się dzieje, że raz po raz słyszymy opowieści o Polakach, którzy kiepsko radzili sobie w życiu – aż do czasu, gdy wynieśli się z Polski? A tam, na obczyźnie, odżyli, rozwinęli skrzydła, dali upust do tej pory skrywanym talentom, jednym słowem stali się niekwestionowanymi ludźmi sukcesu. I jakże często w takich chwilach wzruszamy ramionami, kręcąc z niedowierzaniem głową. No bo jakże to? Tutaj byli do niczego, a tam są życiowymi liderami?
Wszak może jednak coś w tym jest, skoro od lat istnieją dowody na to, że Polacy w takich samych – precyzyjnie rzecz ujmując: w tak samo dobrych – warunkach potrafią radzić sobie wprost znakomicie, często znacznie lepiej od przedstawicieli innych nacji. Jakie dowody? A choćby przywoływane raz po raz rezultaty przeprowadzonego w USA przed pięcioma laty spisu powszechnego. Wynika z nich niezbicie, że jeśli za miarę sukcesu brać wysokość zarobków – w końcu cóż lepiej świadczy o rozmiarach powodzenia w warunkach gospodarki wolnorynkowej? – to Polacy nie tylko nie mają się czego wstydzić, lecz także wręcz biją inne narody na głowę. Otóż rodzina Amerykanów polskiego pochodzenia ma medianę rocznego dochodu w wysokości 62,9 tys. dol., podczas gdy rodzina Amerykanów pochodzenia szwedzkiego – 61,5 tys. dol., rodzina Amerykanów pochodzenia niemieckiego – 59,4 tys. dol., a rodzina Amerykanów pochodzenia angielskiego – 59,1 tys. dol.
Najbrutalniej szczere ze szczerych wytłumaczeń tego fenomenu musiałoby brzmieć mniej więcej tak: Polacy nie tylko nie są głupsi, mniej przedsiębiorczy, mniej kreatywni ani mniej zaradni od przedstawicieli innych nacji – Niemców, Anglików, Czechów i Szwedów – lecz także potrafią być od nich pod każdym z tych względów lepsi i wygrywać z nimi współzawodnictwo. Wszelako, niestety, w swej ojczyźnie co najmniej bywają rządzeni przez polityków, którzy nie potrafią dobrze urządzić Polski. Tylko w ten jeden jedyny sposób da się bowiem wytłumaczyć, że ci sami Polacy potrafią szybko się bogacić i odnosić sukces za sukcesem poza Polską, a w Polsce idzie im to oporniej, gorzej. A przez to i Polska zamiast rozwijać się bardzo szybko, szybciej od innych państw, zamiast wyprzedzać jeden kraj po drugim, wciąż ślimaczy się gdzieś w ogonie Unii Europejskiej. Wciąż między Bułgarią i Rumunią albo trochę przed nimi, ale bywa też, w niejednej dziedzinie, że niestety trochę za nimi.
I ileż to już razy iluż z wyborców wydawało się, że do władzy dochodzi właśnie ta siła polityczna, która potrafi tak mądrze urządzić Polskę, by mądrzy Polacy mogli w swej ojczyźnie odnosić sukcesy? A potem było jak zwykle – po sukces trzeba było jechać do Londynu, Paryża, Berlina lub Nowego Jorku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.