Nowy film o Chopinie lansuje tezę, że geniusz z Żelazowej Woli był najjaśniejszą gwiazdą romantycznego Paryża. To mile łechce naszą narodową dumę, jednak Francuzi (również uznający geniusza z Żelazowej Woli za swojaka) mają innych faworytów. Obiektywnie wypada zaś przyznać, że w metropolii, w której Fryderyk spędził najbardziej twórcze lata i odszedł do wieczności, stężenie talentów na kilometr kwadratowy w połowie XIX w. osiągnęło poziom rzadko w historii spotykany. Jednocześnie prestiż wolnych zawodów wystrzelił w obłoki.
Kto chciał zaistnieć na europejskim targowisku próżności lub choćby ogrzać się w blasku cudzych sukcesów, przybywał nad Sekwanę. „Kiedy zważyć na tych wszystkich wybitnych i sławnych ludzi, których można tu znaleźć, Paryż jawi się panteonem żywych. Tworzą tu nową sztukę, nową religię, nowe życie, to tu działają szczęśliwie twórcy nowego świata” – zachwycał się Heinrich Heine. Muzyka już w dwóch poprzednich stuleciach dostarczała estetycznych wzruszeń nie tylko elitom, ale dopiero romantyzm postawił jej autorów i wykonawców na cokole. Kompozytor doścignął poetę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
