Jakby tego było mało, w partii miłości pojawiły się oznaki słabości. Jarosław Gowin pisze list do członków PO, w którym krytykuje politykę swojego ugrupowania, Grzegorz Schetyna publicznie opowiada o tym, że wyciąga do Donalda Tuska rękę na zgodę, a nieufność do tego ostatniego bije rekordy. To rzeczywiście osiągnięcie. Człowiek, któremu słowo „zaufanie” nie schodziło z ust, który uczynił z niego swoje główne hasło sześć lat temu, dziś jest jednym z najmniej wiarygodnych polityków w Polsce.
Wszystko to razem nie musi jeszcze oznaczać kresu Platformy. Nawet jeśli partia ta przeżywa załamanie, to nie zniknęły interesy i grupy, które postawiły na nią przed laty. Tym bardziej, że nie widać, kto miałby w tej roli – obrońcy oligarchicznego systemu III RP – ją zastąpić. Lewica miota się i zmaga sama ze sobą. Ani SLD Leszka Millera, ani tym bardziej konglomerat osobliwości Janusza Palikota nie nadają się do tego, żeby przejąć władzę od PO.
Czego zatem się można spodziewać? Pierwszym ruchem będzie zapewne zmiana ministrów. I to nie kosmetyczna. Chociaż platformerscy nieudacznicy dwoją się i troją, chociaż od tygodnia codziennie pojawiają się w największych mediach, ich los zdaje się przesądzony. Nawet codzienne występy w zaprzyjaźnionych mediach już nie pomogą. Żeby się uratować, żeby pokazać, iż stać go na nowe otwarcie, Tusk będzie musiał w pierwszej kolejności rzucić ich głowy na pożarcie. Sławomir Nowak, Krystyna Szumilas, Joanna Mucha czy wreszcie Bartosz Arłukowicz wakacji zapewne nie przetrwają. Tylko czy to wystarczy? Wątpię.
Jeśli te posunięcia nie przyniosą zmiany nastrojów, a najprawdopodobniej nie przyniosą, to Platforma będzie musiała znaleźć nowego przywódcę zamiast Tuska. Kogo? Może Radka Sikorskiego? Albo – dlaczego nie? – Jerzego Buzka? To z pewnością politycy, którzy mogą liczyć na większą popularność niż zaplątany w partyjne rozgrywki Grzegorz Schetyna. Tak czy inaczej era samowładztwa Tuska dobiegła końca, zaczął się długi okres wyrywania mu władzy i poszukiwania następcy.
Ale nawet tak daleko idące zmiany mogą zakończyć się – z punktu widzenia interesów PO – niepowodzeniem. Ogólnoeuropejskiego kryzysu oszukać się nie da. Poza Polską Tusk nadal może uchodzić za sprawnego i profesjonalnego przywódcę, w kraju jego możliwości wydają się wyczerpane. Wszystko to razem czyni ewentualne zwycięstwo PiS pierwszy raz prawdopodobnym. Chyba że, tak jak już wiele razy bywało, jego liderzy stracą zimną krew i zostaną przez sprawniejszych propagandowo przeciwników wystrychnięci na dudka. •