Od czasu, kiedy nabrałam pewnej orientacji w sprawach dotyczących katolicyzmu w Holandii, zaczęłam tam jeździć i poznawać tamtejszych katolików, twierdzę (wbrew rozpowszechnionemu nie tylko w Polsce przekonaniu), że tamtejszy Kościół nie jest Kościołem umierającym, lecz ODRADZAJĄCYM SIĘ. Nadal uwidaczniają się konsekwencje przeszłego kryzysu, ze spadkiem liczby wiernych – teraz już raczej wskutek wymierania niż apostazji – oraz postępującym za tym zawsze smutnym faktem zamykania i sekularyzacji kościołów na czele, ale równocześnie zaczęły się ujawniać zjawiska będące cechą etapu odradzania się i wzrostu. Kościół holenderski przeżywał dno kryzysu w latach 60. i 70.; od lat 80. zaczął mozolną wspinaczkę wzwyż, a obecnie opiera się już na wystarczająco wzmocnionych fundamentach, bym mogła śmiało ufać, że jeszcze za tego życia ujrzę jego nowy rozkwit. Nie zdziwię się również, jeśli się okaże, że będzie on wówczas dla polskich katolików obiektem „zazdrości”, a po dnie kryzysu będziemy pełzać my.
Odrodzenie duchowe
Najpierw są oznaki duchowe, a za nimi idą te widoczne na zewnątrz. Ryba nie tylko psuje się, ale i naprawia od głowy. Znakomita większość biskupów holenderskich jest dzisiaj ostoją ortodoksji katolickiej, coraz mniejszy jest odsetek księży podważających (czasem w sposób zawoalowany, ale jednak) zasady wiary, a coraz większy – tych naprawdę ortodoksyjnych. O równie skutecznym radzeniu sobie z nadużyciami seksualnymi i innymi ciężkimi grzechami duchowieństwa w Polsce możemy tylko pomarzyć. Katolicy świeccy aktywnie działają, a ich wiara i przynależność do Kościoła jest świadomym wyborem (oczywiście, jest wśród nich całe spektrum poglądów na sprawy moralności, ale tego się nie da szybko zmienić). Wraca pobożność maryjna (której zwalczanie zawsze jest oznaką tendencji heretyckich), ludzie zaczynają się interesować dawnymi, sprawdzonymi formami pobożności. Zakony (to kolejny "papierek lakmusowy" oprócz kultu maryjnego), które od kilkudziesięciu lat nie miały powołań, informują o pierwszych nowych obłóczynach i profesjach. A jesienią nastąpiło uroczyste zatwierdzenie na prawie diecezjalnym nowego zakonu, i to kontemplacyjnego.
W dniu 6 października 2020 biskup haarlemsko-amsterdamski Jan Hendriks w kościele w Haarlemmerliede – niewielkiej miejscowości położonej między Haarlemem a Amsterdamem – wręczył założycielowi nowego zakonu, bratu Bernardowi Zweersowi, dekret założycielski oraz zatwierdzone statuty zgromadzenia Braci Cichego Życia ("Broeders van het Stille Leven"). Data nie jest przypadkowa – jest to wspomnienie świętego Brunona z Kolonii, założyciela kartuzów. Do niego właśnie odwołuje się inicjator nowego zakonu. Drugie źródło inspiracji odkrywamy zaraz po wejściu na jego stronę internetową: De ‘broeders van het stille leven’: devoot én modern, God toegewijd én luisterend naar de signalen van deze tijd… ("«Bracia cichego życia»: pobożni i współcześni, oddani Bogu i słuchający sygnałów obecnego czasu”.)
Powrót do pobożności
Devoot én modern… Devotio moderna, wielki ruch duchowy końca średniowiecza, powstały właśnie w Dolnych Krajach, zainicjowany przez Geerta Groote urodzonego i zmarłego w Deventer, założyciela Braci Wspólnego Życia – który doprowadził wreszcie do prawdziwej, głębokiej chrystianizacji mas w Europie, "wymyślając" żywą pobożność prywatną, dostępną dla każdego rzemieślnika czy chłopa, oraz położył podwaliny pod duchowość i pobożność "epoki trydenckiej", w której (duchowości, a nie epoce) my, dzisiejsi katolicy łacińscy, nadal żyjemy, nawet jeśli o tym nie wiemy, tak jak nie wiemy, że mówimy prozą. Jeśli w zmagającym się z pozostałościami ciężkiego kryzysu Kościele holenderskim powstaje dziś nowy zakon, to nie ma lepszego źródła, do którego mógłby się odwołać.
W mieście, nie w rezerwacie
Bernard Zweers był dawniej trapistą w Diepeveen, ale kiedy kilka lat temu bracia zdecydowali się opuścić ten klasztor i zamieszkać na należącej do nich w średniowieczu odludnej wysepce Schiermonnikoog, ostatnim skrawku holenderskiego lądu wcinającym się w sztormowe fale Morza Północnego, za zgodą władz kościelnych wystąpił z zakonu i zamieszkał w niewielkiej, ale położonej w Randstadzie (nazwa rozległej aglomeracji miejskiej ciągnącej się od Rotterdamu po Amsterdam, w której mieszka połowa wszystkich mieszkańców Holandii) miejscowości Haarlemmerliede i został tam proboszczem miejscowego kościoła. Chciał być mnichem, ale nie w rezerwacie przyrody, lecz na pustyni wielkiego miasta – tak by móc być dostępnym dla poszukujących po omacku Boga ludzi. Sam pomysł nie jest oczywiście nowy, zrodził się we Francji kilkadziesiąt lat temu (nie można tu nie przytoczyć nazwiska Pierre’a-Marie Delfieux, założyciela Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich) i po tym czasie można już ocenić, że się sprawdził.
W sercu miasta
Bernard Zweers przystąpił do przebudowy obszernej plebanii, mogącej nie tylko pomieścić kilku mnichów, lecz także stać się ostoją dla ludzi poszukujących duchowej głębi i pragnących czasowo "wyjść na pustynię", by szukać Boga (to następny objaw odradzania się katolicyzmu holenderskiego, że takie miejsca są popularne i jest ich coraz więcej). O dziwo, konieczną do remontu niemałą kwotę udało się szybko zebrać i rok temu, w październiku, biskup Jan Hendriks zainaugurował klasztor w Haarlemmerliede, a 2 lutego, w Dniu Życia Konsekrowanego, wręczył bratu Zweersowi habit. Bracia Cichego Życia mają prowadzić tradycyjne życie kontemplacyjne w milczeniu i na modlitwie przeplatanej z pracą, ale nie w zupełnym oderwaniu od otoczenia. Brat Zweers pełni funkcję miejscowego proboszcza i nie tylko odprawia dla parafian Mszę świętą, lecz także zainicjował codzienne (z wyjątkiem poniedziałków), ogólnodostępne nieszpory. Jednocześnie poszukuje kandydatów (mężczyzn stanu wolnego) do klasztoru. Adres strony internetowej Braci to stadsmonniken.nl (dosłownie „mnisi miejscy”).
Warto wspomnieć, że kościół w Haarlemmerliede, przy którym powstał klasztor Braci Cichego Życia, nosi wezwanie św. Jakuba Większego i znajduje się na szlaku pielgrzymkowym do Santiago de Compostella. Miłośnicy Camino znajdą tam coś dla siebie.
Znak i oaza
Bracia cichego życia i to kontemplacyjne centrum duchowe są znakiem i oazą. Już sam ten obszar wokół Haarlemmerliede jest dosłownie oazą na „terenach amsterdamskich”. Znajdujemy się w odległości przejażdżki rowerem od Haarlemu i Amsterdamu, a jednocześnie w wiejskim spokoju i w ciszy. I jest to zaproszenie od Jezusa, który sam wciąż szukał ciszy i odosobnienia, żeby się modlić; nie krótką, urywaną modlitwą, ale w milczeniu przez długi czas w obliczu Pana:
„Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco” (Mk 6, 31).
Bp Jan Hendriks, fragment kazania z 6.10.2019
Artykuł jest nieznacznie przeredagowaną wersją artykułu z bloga adoptkhol.blogspot.com. Publikujemy go za zgodą autorki.
Czytaj też:
O. Grabowski OP: Dzieło stworzenia świata nie jest mitemCzytaj też:
Święte dzieci uratują świat