Warto ratować każde życie!

Warto ratować każde życie!

Dodano: 
Chodzi mi o życie
Chodzi mi o życie 
Z ks. Tomaszem Kancelarczykiem, pomysłodawcą i prezesem Fundacji Małych Stópek rozmawia Małgorzata Terlikowska

Wywiad pochodzi z książki "Chodzi mi o życie", wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit w marcu 2021. "Do Rzeczy" objęło książkę patronatem medialnym.

Małgorzata Terlikowska: Mimo sukcesów w pracy z młodzieżą z czasem przestał ksiądz się tym zajmować i zawodowo zajął się działalnością pro­life. Przypadek? A może Duch Święty?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Moje pro-life to i przypadek, i pewna formacja, która miała początek, jak już mówiłem, we wspólnocie Wiara i Światło i w doświadczeniu bardzo trudnego domu opieki społecznej w Moryniu, na mojej pierwszej parafii. Miło było się spotkać z tymi niepełnosprawnymi chodzącymi czy nawet jeżdżącymi na wózku, ale gdy poszło się do sal i zobaczyło się te leżące, powyginane ciała, z którymi nie można było znaleźć kontaktu, które wydawały dźwięki i śliniły się... To była dla mnie ta baza, doświadczenie wartości życia. Tam się to wszystko zaczęło. Późniejsze wydarzenia były już bardziej zbiegiem okoliczności. Gdybym nie miał tego wcześniejszego doświadczenia, może byśmy się dziś nie spotkali. Jako ksiądz zawsze byłem za życiem, to bez- dyskusyjna sprawa. Ale mówić o tym, a odpowiedzieć na konkretne zagrożenie wartości życia, to dwa różne światy […]

Nie ma ksiądz czasami wrażenia, że pro­life to dziś walka z wiatrakami? Czarne marsze, coraz więcej zwolenników aborcji czy tak zwanego wyboru kobiet... Dziesiątki celebrytów, autorytetów młodych, przekonują do aborcji. Czy miał ksiądz momenty, w których był przekonany, że ta robota nie ma sensu?

To, co robię w ramach fundacji, z fundacją, z darczyńcami, to kropla w kropli morza potrzeb. Ale ta kropeleczka jest tak cenna, że warto dla niej żyć i warto dla niej walczyć. Mimo że wokół nas będzie wiele pogardy dla życia, ludzie będą odrzucali jego wartość, my sami mamy zachowywać się jak trzeba. Nie żyjemy tylko tu i teraz. Patrzymy na wartość życia w perspektywie życia wiecznego; w Bogu jesteśmy na zawsze. Miejmy tę świadomość. Choćbyśmy uratowali jedno życie – warto. Z podniesioną głową idę do następnego życia, bo to zrobiłem. Tak, po drodze było wiele błędów, różnych spraw, których się wstydzę i które były niedobre. Ale działalność pro-life jest tak piękna, że to wszystko przykrywa. Dlatego też mamy w swoim życiu robić wszystko, aby było tego dobra jak najwięcej. Jedno życie uratujemy, a tysiąc pójdzie na śmierć, czy to ma sens? To ma sens.

"Bądź twardy"

Jak ksiądz jako człowiek radzi sobie z tym wielkim obciążeniem psychicznym i odpowiedzialnością? Bo w pewnym momencie zostaje ksiądz obarczony odpowiedzialnością za los tych kobiet, za ich wybory, za ich życie, za życie tych dzieci.

Wiem jedno: muszę iść do przodu. To podobnie jak przy pogrzebach. Nie mogę sobie pozwolić na rozczulanie się nad sobą. Te ceremonie są dla mnie bardzo ważne, ale one nie mogą mnie paraliżować, bo nie wypełnię swojej funkcji jako kapłan i nie poprowadzę następnych. Tak samo świadom odpowiedzialności za sprawy, które do mnie trafią w przyszłości, nie mogę poprzestać na tych zrealizowanych. Nie chodzi o to, że mówię sobie: „Bądź twardy”. Po prostu wiem, że nie mogę się poddać. Poza wszystkim nie jestem sam – gdyby tak było, na pewno nie dałbym rady. Ale jest fundacja, są wolontariusze, darczyńcy, a nad tym wszystkim czuwa Pan Bóg i jakoś to wspiera. Nie jest tak, że ja to biorę na siebie.

Ale to ksiądz jest pierwszym kontaktem.

Owszem, i jak powiedziałem, nieraz jestem poruszony do łez. Bywa, że i noce zarywam, bo ktoś dzwoni i trzeba z nim porozmawiać. Przy sytuacjach aborcyjnych mimo zmęczenia człowiek staje się bardziej przytomny, bo wie, że chodzi o życie, o czyjś dramat. Ważne jest, żeby wysłuchać i coś ewentualnie zaradzić.

Czytaj także