Warto ratować każde życie!

Warto ratować każde życie!

Dodano: 

Ksiądz zachęca do pewnej uważności, do tego, by mieć oczy i serca szeroko otwarte, by zauważać potrzebujące osoby w swoich środowiskach.

Trzeba po prostu być uważnym i czułym. I nie zwalać wszystkiego na kogoś innego, na fundacje, domy samotnej matki, Caritas... Trudnych sytuacji jest tak wiele, że te organizacje na pewno nie są w stanie wszystkich objąć. Cieszę się, że są ludzie, którzy uczestniczą w rodzeniu się nowego życia w wymiarze finansowym. Cieszę się, że są osoby, które to robią w wymiarze modlitewnym, podejmując choćby codzienną modlitwę duchowej adopcji dziecka poczętego. Cieszę się, że zgłasza się do mnie sporo wolontariuszy. Szczególnie dużo telefonów miałem po filmie Nieplanowane: ludzie pytali, jak mogą się zaangażować, jak mogą pomóc. I tu się sprawa komplikuje: nie mogę takich osób wysyłać do kobiet w bardzo trudnej sytuacji, bo ich po prostu nie znam, nie wiem, jakie mają zamiary, czy czasem nie są to ludzie niezrównoważeni czy nieuporządkowani. Wolę dmuchać na zimne. Ale zawsze potrzebujemy rąk do pracy przy ciuszkach, przy Jasiach, przy materiałach informacyjnych. Proponuję też, żeby ludzie zrobili coś u siebie, w swojej miejscowości, w szkole, w kościele, w zakładzie pracy. Na przykład Paczuszkę dla Maluszka. To jest rewelacja. Wysiłek raz w roku, ale konkretny. Postawisz choinkę, powiesisz bombki, puścisz informację, zbierzesz te prezenty do domów samotnej matki, zapakujesz w paczkę, za którą zapłacimy, i wyślesz do wskazanego domu samotnej matki.

Paczuszka dla Maluszka to taki prezent z okazji świąt Bożego Narodzenia?

To prezent na święta, który jest prezentem na cały rok. Bo jak przychodzi nagle dwieście paczek, rzeczy czy produktów starczy na dłużej.

To oczywiście nie były moje biologiczne dzieci

Jak walczyć o postawę pro­life?

Zadbajmy o atmosferę pro-life, nie skupiajmy się jedynie na trudnościach. Ta atmosfera potrzebna jest nie tylko w miejscu pracy, ale też w komunikacji miejskiej, w kolejce w urzędzie czy w relacjach sąsiedzkich. Na pewno nie sprzyja jej pytanie: „A po co ci kolejny bachor?”. No przepraszam, to postawa typowo proaborcyjna.

Wiele kobiet chcących skorzystać choćby z kasy pierwszeństwa w markecie słyszy niegrzeczne czy wręcz wulgarne komentarze: „Jesteś w ciąży to siedź w domu”, „Po co żeś nogi rozkładała”... Myślę, że to też jest echo syndromu poaborcyjnego, który często przejawia się depresją, niewybaczeniem sobie, zmaganiem się z przeszłością, a uzewnętrznia się poprzez agresję w stosunku do kobiet w ciąży.

Potrzebny jest szacunek względem kobiet w ciąży, a tak- że uznanie ich piękna. W mojej rodzinnej miejscowości mieszkał pewien pan; sąsiadki często o nim rozmawiały, bo kiedy on zobaczył kobietę w ciąży, od razu podchodził i pytał, czy może dotknąć brzuszka. Niektóre to pytanie odbierały jako coś zboczonego, nienormalnego.

Wręcz molestowanie. Wiele kobiet tego nie znosi i nie zgadza się na takie zachowanie...

Tak. Dzisiaj mam podobne pragnienia, bo po prostu widzę to piękno. Myślę, że ten zachwyt powinien być czymś powszechnym. Takie "wow!". Kilka dni temu kobieta spodziewająca się dziecka poprosiła mnie o błogosławieństwo. Pomodliłem się, dotknąłem brzucha. To było dla mnie naprawdę bardzo mocne doświadczenie. Uważam, że każdy z nas powinien być uczestnikiem takiej radości. Zresztą małe dzieci niesamowicie mnie wzruszają. Sytuacja z Poznania: urodziły się bliźniaki, o które toczyła się naprawdę niesamowita walka. Od samego początku było katastrofalnie. Już zwątpiłem, że uda się uratować te dzieci, ale stało się na szczęście inaczej i gdy się urodziły, mogłem pojechać do Poznania już z całym oprzyrządowaniem dla nich. Podwójny wózek, dwa razy więcej pieluch, kosmetyków, dużo ubranek. Naprawdę wyglądaliśmy jak tabun cygański – nie obrażając Cyganów. Do szpitala wszedłem po cywilnemu. Jakoś się krępowałem choćby w koloratce wejść do sali z nowo narodzonymi dziećmi. Teraz już się nie przejmuję, ale wtedy się bałem, co sobie ludzie pomyślą, jak zobaczą księdza na porodówce.

A co mieliby pomyśleć? Że to księdza...

Wszedłem po cywilnemu, spojrzałem: leżały takie małe szkraby. Troszkę wcześniej się te bliźniaki urodziły, były takie maleńkie i kruche, że bałem się je wziąć na ręce. Pochyliłem się nad nimi i się rozkleiłem, zaczęły mi lecieć łzy. Weszła pielęgniarka, spojrzała na mnie i powiedziała: "Gratuluję panu, ma pan wspaniałych synów". Byli ze mną też moi młodzi współpracownicy z fundacji. Zaraz się zaczęły śmiechy, że ksiądz się dzieci dorobił. To oczywiście nie były moje biologiczne dzieci, ale miałem swój wkład w to, że się urodziły, podobnie jak wszyscy darczyńcy fundacji i ludzie dobrej woli, którzy naszą pracę wspierają modlitewnie, finansowo czy bezpośrednim zaangażowaniem. Czuj się matką, czuj się ojcem. To też twoja zasługa, że to dziecko żyje. Sam niewiele bym zrobił.

Czytaj też:
Franciszek: Pan nie pozwala by ciemność miała ostatnie słowo
Czytaj też:
Benedykt XVI: Moja rezygnacja była słuszną decyzją

Źródło: Wydawnictwo Esprit
Czytaj także