Jaka jest prawdziwa przyczyna kryzysu w Kościele?
  • Filip ObaraAutor:Filip Obara

Jaka jest prawdziwa przyczyna kryzysu w Kościele?

Dodano: 
Pomnik św. Piotra w Watykanie
Pomnik św. Piotra w Watykanie Źródło: Pixabay
Słuchając wypowiedzi na temat upadku duchowieństwa i skandali, można mieć wrażenie, że sytuacja wzięła się znikąd. Ale jakie są korzenie obecnego kryzysu?

W portalu DoRzeczy.pl ukazało się streszczenie płomiennego manifestu abp. Carlo Marii Viganò, który ogłasza, iż „Kościołem rządzi sekta zdeprawowanych modernistów”. Artykuł byłego nuncjusza apostolskiego w USA podnosi temat praktycznie niepodejmowany przez hierarchów i papieży ostatnich dekad – czyli związek kryzysu w Kościele z „przewrotem modernistycznym”, jaki dokonał się w okresie Soboru Watykańskiego II.

Doprawdy, słuchając kościelnych wypowiedzi na temat upadku duchowieństwa i mnożących się skandali obyczajowych, można odnieść wrażenie, że sytuacja ta wzięła się znikąd, a jej przyczyny leżą gdzieś w niedosięgnionych mrokach ludzkiej natury. Tymczasem sprawa – przy całej swej złożoności – nie jest aż tak enigmatyczna, jak podaje się nam do wierzenia...

Dobre drzewo nie rodzi złych owoców...

Głośno było swego czasu o książce o. Ralpha M. Wiltgena Ren wpada do Tybru, ukazującej od kulis przebieg Soboru Watykańskiego II. Katolicki pisarz Michael Davies powiedział o niej, że powinna znaleźć się na półce w każdym katolickim domu. Dlaczego? Bo bez tej publikacji (napisanej nota bene przez duchownego o modernistycznych poglądach) nie zrozumiemy obecnej rzeczywistości Kościoła.

Podczas soboru i w następnych latach zmieniono praktycznie wszystko, czego Kościół trzymał się przez wieki i co było źródłem jego żywotnej siły. Tej siły, dzięki której zawsze odradzał się po okresach upadku. Wskutek szeregu reform odebrano wiernym i duchowieństwu Mszę, której ryt rozwijał się od czasów apostolskich i był ukoronowaniem katolickiej tradycji. Zastąpiono ją uproszczonym nabożeństwem, w którego centrum jest postać księdza (odwróconego czterema literami do tabernakulum), a nie pełna skupienia kontemplacja dokonującego się cudu przeistoczenia. Odebrano seminarzystom zdrową formację i dyscyplinę, a zgromadzeniom zakonnym reguły pochodzące od ich świętych założycieli. Komentując ten fakt, ojciec Pio powiedział, że św. Franciszek na sądzie ostatecznym nie pozna swoich duchowych synów.

„Synteza wszystkich herezji”: modernizm potępiony przez papieży

Moderniści XIX i XX-wieczni twierdzili, że wiara rodzi się w człowieku. W konsekwencji – podobnie jak w przypadku protestantyzmu – przestaje istnieć obiektywny punkt odniesienia (jakim dotychczas były tradycja i magisterium Kościoła). Człowiek sam sobie staje się sędzią objawienia, podczas gdy prawdziwa wiara katolicka definiowana jest jako „cnota nadprzyrodzona”, a więc pochodząca z zewnątrz. Wierzyć po katolicku znaczy ni mniej ni więcej przyjmować rozumem to, co Bóg podał do wierzenia, a do tego potrzebna jest łaska.

Ruch modernistyczny i jego późniejsza odmiana z połowy XX wieku odpowiadają za otwarcie Kościoła na wpływ liberalizmu oraz porzucenie tradycyjnego rozumienia Kościoła i jego miejsca w świecie. Ideologia ta spotkała się ze zdecydowaną odpowiedzią papieży, a do najsłynniejszych dokumentów potępiających modernizm należą encyklika Quanta cura (wraz z tzw. Sylabusem błędów) bł. Piusa IX oraz encyklika Pascendi Dominici gregis św. Piusa X. Ten ostatni określił modernizm jako „syntezę wszystkich herezji”, a – widząc perspektywę spustoszeń, jakie może on spowodować – wprowadził obowiązek składania Przysięgi antymodernistycznej przez wszystkich adeptów stanu kapłańskiego (uchylony dopiero przez Pawła VI).

Historia nie potoczyła się po myśli świętego papieża, a w konsekwencji radykalnych zmian nauczania Kościoła świat katolicki stanął na głowie. Wystarczyło kilka pontyfikatów po Soborze, abyśmy zapomnieli, czym był katolicyzm i czym był Kościół, który – w myśl swego Założyciela – od zawsze niósł pochodnię prawdy, nie oglądając się na opinię świata i nie bratając się ze światem, ponieważ „królestwo Jego nie pochodzi z tego świata”.

Nawrócony modernista krytykuje swoich dawnych braci...?

Wracając do tekstu abp. Viganò, jego krytyka wydaje się bardzo emocjonalna i – prawdę mówiąc – mało merytoryczna. Wskazuje jednak na zjawisko, które uporczywie pomija się dziś milczeniem, czyli prawdziwe źródło kryzysu w Kościele. Diagnoza choroby Kościoła wyłącznie na poziomie rozprzężenia obyczajów i zatrważających skandali pedofilskich dotyka bowiem tylko wierzchołka góry lodowej.

Co kryje się pod powierzchnią milczenia? Sięgając poza „mainstreamowe” analizy, dotrzemy do głębokich zmian, jakie w szeregach duchowieństwa i w katolickich umysłach wywołała rewolucja tryumfująca w czasie II Soboru Watykańskiego. Obecne status quo nie pozwoliło nawet Benedyktowi XVI – kojarzonemu z umiarkowanie konserwatywnym zwrotem w Kościele – podjąć wprost krytyki Soboru i działalności swoich poprzedników.

W rezultacie nieliczna garstka kapłanów i biskupów, którzy uświadamiają sobie położenie Kościoła, skazana jest na wydawanie samowolnych sądów, w oderwaniu od głosu Stolicy Apostolskiej. Nie dziw też, że abp Viganò nie podejmuje głębszej filozoficznej krytyki z pozycji człowieka o umyśle kierującym się tomistyczną logiką, skoro on sam – pamiętajmy – część swej formacji oraz całe kapłańskie życie przebył w Kościele „posoborowym”.

Tradycyjna wiara i duchowość życiodajnym źródłem Kościoła

Rzecz rozbija się nie tyle o sam upadek obyczajów, ile przede wszystkim o usankcjonowany na najwyższym szczeblu upadek wiary i duchowości. Nieliczne na świecie tradycyjne seminaria po pierwsze prowadzą nieporównanie bardziej skrupulatną rekrutację, po drugie narzucają swoim adeptom tak wymagającą dyscyplinę naukową i obyczajową, że na etapie formacji większość „mięczaków” niezdolnych do służby Bożej musi po prostu odpaść.

Osoba duchowna, żyjąca w celibacie, a pozbawiona tej ogromnej siły płynącej ze zdrowej duchowości, jest bezbronna wobec własnych słabości i naporu nieprzyjaznych prądów ze strony liberalnego świata. Świata, który – w ramach aggiornamento – nie jest już oddzielony od Kościoła granicami wiary, moralności, sumienia i dyscypliny.

A zatem współczesny człowiek, krytykując upadek Kościoła – słusznie czy też z wrogich pobudek – właściwie nie krytykuje Kościoła jako takiego, lecz to, co pozostało z niego po rewolucji modernistycznej. A z katolicyzmem jest dziś podobnie jak z przysłowiową wolnością... wychowani w niewoli, nie wiemy nawet, czym była wolność.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także