Kościół żegna Franciszka
  • Paweł ChmielewskiAutor:Paweł Chmielewski

Kościół żegna Franciszka

Dodano: 
Watykan, 26.04.2025. Uroczystości pogrzebowe papieża Franciszka na placu Świętego Piotra
Watykan, 26.04.2025. Uroczystości pogrzebowe papieża Franciszka na placu Świętego Piotra Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Odszedł papież Franciszek. Rządził Kościołem katolickim przez ponad 12 lat. Już wkrótce dowiemy się, kto będzie jego następcą.

Śmierć papieża to dla katolików na całym świecie głęboko poruszająca chwila. Odchodzi najwyższy pasterz Kościoła – ten, który reprezentuje na ziemi samego Chrystusa. Zarazem jest to moment naturalny: jako że kardynałowie na papieży wybierają zwykle sędziwych ludzi, to na życie większości z nas przypada co najmniej kilka pontyfikatów.

Niewiele brakowało, by rządy Jorge Maria Bergoglia zakończyły się w dalece bardziej dramatycznych i niejasnych okolicznościach. Krótko po objęciu władzy Franciszek zapowiedział, że będzie rządzić najwyżej kilka lat. Planował rezygnację; chciał przeprowadzić reformę Kurii Rzymskiej, dokonać kilku zmian oczekiwanych przez wielu kardynałów i ustąpić, tak jak zrobił to Benedykt XVI. Gdyby zrealizował pierwotny zamiar, Kościół czekałby kolejny potężny kryzys. Rezygnacja Józefa Ratzingera była aktem zupełnie wyjątkowym i nieoczekiwanym, a wielu katolików nigdy jej nie zaakceptowało. Dla niektórych papież Franciszek pozostał „drugim” papieżem, bo tym pierwszym i prawdziwym miał pozostać Benedykt.

Kilku doświadczonych kardynałów – np. były prefekt Kongregacji Nauki Wiary Gerhard Müller – usilnie prosiło Jorge Maria Bergoglia, by nie szedł w ślady Ratzingera. Obawiali się, że jeżeli zrezygnuje, to dokona instytucjonalizacji papieża emeryta, a to mogłoby mieć dla Kościoła negatywne konsekwencje. Wydaje się, że Franciszek wziął sobie te ostrzeżenia do serca. Pozostał biskupem Rzymu do końca pomimo wyraźnych problemów zdrowotnych – trudności z chodzeniem, częstych chorób, osłabienia.

Mogło wydarzyć się coś jeszcze gorszego od śmierci i rezygnacji. Już w 2013 r. Bergoglio – idąc zresztą śladem swoich poprzedników – podpisał dokument, w którym warunkowo zrzekł się władzy papieskiej. Gdyby z powodu choroby stał się niezdolny do sprawowania swojej posługi, dziekan Kolegium Kardynalskiego – sui generis przewodniczący kardynałów – powinien ogłosić, że przestaje być papieżem i należy wybrać jego następcę. Brzmi rozsądnie? Tak, ale łatwo wyobrazić sobie czarny scenariusz. Osłabiony papież traci kontakt z rzeczywistością, ale wciąż żyje; ogłasza się, że traci papiestwo, i kardynałowie zbierają się, by wyłonić nowego następcę św. Piotra. Zdrowie poprzednika jednak się polepsza i „były papież” wraca do przytomności, ale na tronie św. Piotra zasiada już jego następca… Dopiero wtedy zaczęłyby się spekulacje, kto jest prawdziwym papieżem.

Prosta sprawa sukcesji

Udało się jednak uniknąć takiego zamieszania. Dzięki temu sprawa sukcesji jest w sensie technicznym zupełnie prosta. Wkrótce w konklawe weźmie udział ponad 130 kardynałów. Jeżeli nie napotkają żadnych poważnych trudności i będą w stanie dojść do porozumienia, to tożsamość nowego papieża powinniśmy poznać najdalej w połowie maja, najpewniej nawet nieco wcześniej.

Artykuł został opublikowany w 19/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także