Tomasz Trela był dzisiaj gościem radia RMF FM. Prowadzący rozmowę Robert Mazurek w trakcie programu przypomniał sprawę mistrzyni świata w karate z 2018 r. Doroty Banaszczyk. Trela był wówczas w zastępcą prezydenta Łodzi.
Polityk publicznie obiecywał młodej sportsmence nagrodę 20 tys. zł za zdobycie mistrzostwa. Banaszczyk jednak tych pieniędzy nigdy nie zobaczyła na własne oczy.
– Bardzo świętowaliście jej sukces. Pan mówił wtedy "wręczamy dzisiaj symboliczne upominki, a w odpowiednim momencie dołączony do nich będzie czek na kwotę 20 tys. zł – mówił Mazurek.
Dziennikarz przytoczył też wypowiedź samej Banaszczyk, która poczuła się oszukana przez polityka. – Przed kamerami mówił [Trela - red.], że nie może się doczekać, kiedy wręczy mi czek, po czym zaprosił do siebie i w cztery oczy powiedział, że taka pomoc ze strony miasta jest niemożliwa. Poryczałam się i wyszłam z jego biura, bo nie miałam ochoty na niego patrzeć. Nie znoszę takiej gry pod publiczkę – cytował dziennikarz słowa mistrzyni świata.
Trela się tłumaczy: Problem proceduralny
Co na to ma do powiedzenia sam polityk? Trela w rozmowie z Mazurkiem stwierdził, że winne zamieszania są problemy proceduralne.
– Z tego co pamiętam, pani Dorota osobiście tych pieniędzy nie dostała, bo był problem proceduralny, natomiast 20 tys. zł dostał związek – stwierdził poseł Lewicy.
W dalszej części rozmowy polityk przyznał, że nie powinien składać tak hojnej obietnicy, skoro nie był w stanie jej zrealizować.
– Gdybym wiedział, że pani Dorota, która była mistrzynią świata, ze względów formalnych nie będzie mogła dostać tej nagrody, nigdy bym tak nie powiedział publicznie. Źle się stało, bo w życiu nie powinienem był powiedzieć, ze ktoś może dostać nagrodę, kiedy jej nie może dostać. To jest wprowadzanie w błąd, które nie powinno mieć miejsca. I co do tego nie mam wątpliwości - mówił gość RMF FM.
twitterCzytaj też:
Poseł zrobił awanturę w TVP: Zabiliście Adamowicza, zaszczuliście dziecko