Sierpień 1996 roku. Premierem Polski był wówczas Włodzimierz Cimoszewicz, a prezydentem Aleksander Kwaśniewski. Kilka miesięcy później Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzymała Wisława Szymborska. W polskiej piłce rządził Ryszard Forbrich ps. Fryzjer, a w ekstraklasie grały wówczas takie zespoły jak Sokół Tychy, czy Hutnik Kraków. Od tego czasu prawie wszystko się w Polsce zmieniło. Prawie, bo to właśnie w 1996 roku Widzew Łódź jako ostatnia polska drużyna grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Na "piłkarskie niebo" czekamy już długich 20 lat. Na dwumecz z irlandzkim FC Dundalk czeka więc cała piłkarska Polska.
Szczęściu trzeba pomóc
Mistrz Polski stoi przed ogromną szansą, aby przejść do historii polskiej piłki nożnej. Dla młodego pokolenia, które nie pamięta klubowych sukcesów "Wojskowych" dwumecz z irlandzkim zespołem może więc być punktem odniesienia na długie lata. Został ostatni krok, aby przełamać wstydliwą passę i dołączyć do piłkarskiej elity. Tym bardziej, że polski kibic przez te wszystkie lata musiał znosić wiele upokorzeń.
Trzeba przyznać, że Legia na swoją szansę cierpliwie zapracowała. W ciągu ostatnich pięciu lat "Wojskowi" czterokrotnie awansowali do fazy grupowej Ligi Europy, gdzie dwukrotnie przeszli do 1/16 finału. Regularna gra i zdobyte punkty w rankingu zaowocowały tym, że w tym sezonie warszawski klub był rozstawiony we wszystkich rundach eliminacyjnych. Trzeba też przyznać, że do Legii uśmiechnęło się szczęście, ale w końcu solidnie na to zapracowała. Kiedy w Nyonie wylosowano pary IV rundy eliminacji, to w Warszawie zapanowała euforia. Wszyscy podkreślają, że "Wojskowi" trafili najlepiej, jak mogli, bo na teoretycznie najłatwiejszego rywala, ale chociaż prezes kubu starał się nieco tonować nastroje, to prawda jest inna: Legia musi awansować.
Piłkarski kopciuszek
Sam awans FC Dundalk do tej rundy eliminacyjnej należy uznać za sporą niespodziankę. W Irlandii zapanowała euforia, ponieważ do tej pory żaden zespół nie grał na tym etapie rozgrywek. Warto pamiętać, że w klubowym rankingu UEFA Dundalk zajmuje 389. miejsce. Jeszcze kilka lat temu kibice musieli zorganizować zbiórkę pieniędzy, aby klub nie upadł z powodu braku środków finansów. Za największe osiągnięcie w Irlandii uznaje się awans Shamrock Rovers do fazy grupowej LE w sezonie 2011/2012. W dodatku dla Irlandczyków Legia w teorii to również najsłabszy rywal z możliwych, ponieważ mistrz Polski w losowaniu rozstawiony był jako ostatni. Nic więc dziwnego, że irlandzki zespół wspiera cały kraj. Władze ligi zgodziły się, aby ostatnie spotkanie ligowe Dundalk rozegrał kilka dni wcześniej. W następnej kolejce również nie będzie grał. Dzięki temu zawodnicy Kenny'ego otrzymali cały tydzień, aby przygotowywać się tylko do dwumeczu z mistrzem Polski.
Warto dodać, że Dundalk trenował w bazie reprezentacji narodowej, ponieważ tam murawa ma identyczne wymiary, jak ta na stadionie Aviva w Dublinie. Wizytę na dzisiejszym meczu zapowiedział już prezydent Irlandii, który gratulował zawodnikom po dwumeczu z białoruskim BATE.
Dundalk i Legię dzieli również ogromna przepaść finansowa. Roczny budżet Irlandczyków to około milion euro, zaś Legii sięga 31 mln. Tygodniowy budżet płacowy to z kolei ok. 10 tysięcy euro, czyli znacznie mniej niż płaci się w stolicy. Piłkarze Dundalk są na półamatorskich kontraktach, a większość z nich wykonuje również inne zawody. Trzeba jednak pamiętać o starej piłkarskiej prawdzie, że pieniądze nie grają.
Ogromne pieniądze w tle
Jeśli już zaś o pieniądzach mowa, to UEFA tylko za sam awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów płaci w tym sezonie 12,7 miliona euro. Jeżeli "Wojskowi" wygrają dwumecz z Dundalk, to zgarną aż 15,2 miliona euro. Trzeba pamiętać, że są to wyłącznie pieniądze za awans. Każdy remis w grupie będzie wart 500 tysięcy euro, zaś zwycięstwo – 1,5 miliona euro. Do tego należy przecież doliczyć jeszcze zyski z dnia meczowego, wpływy z praw telewizyjnych (w zeszłym roku z samej LE były to 23 miliony złotych), sprzedaży koszulek i innych gadżetów. Wszystko to sprawia, że już niedługo może się również zmienić krajobraz polskiej ekstraklasy, zaś przepaść pomiędzy Legią a innymi zespołami może się znacząco pogłębić.
Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
Do tej beczki miodu niestety trzeba dołożyć łyżkę dziegciu. Ostatnie wyniki Legii nie napawają optymizmem. Tydzień temu mistrzowie Polski odpadli z Pucharu Polski po dogrywce z Górnikiem Zabrze (2:3), a w sobotę przegrali w Lublinie z Górnikiem Łęczna (0:1). W tabeli "Wojskowi" zajmują dopiero dziewiąte miejsce w tabeli. Kibiców oprócz wyników może martwić jeszcze styl, w jakim przegrywali legioniści. - Przegraliśmy Puchar i Superpuchar. Ucieka nam liga. K***a, przepraszam za wyrażenie, ale obudźmy się w końcu! Inaczej wszystko ucieknie. Dość tego głaskania! Mówienia o Lidze Mistrzów. Oczywiście, stoimy przed życiową szansą, ale nikt się przed nami nie położy, co pokazał już dzisiaj Górnik Łęczna. Obudźmy się w końcu! Tak dalej być nie może – powiedział po meczu w Lublinie bramkarz Legii, Arkadiusz Malarz.
Pomimo słabszej dyspozycji "Wojskowych" wydaje się, że Legia powinna ograć Dundalk i awansować do Ligi Mistrzów. To, czy tak się stanie, okaże się za tydzień po meczu w Warszawie. Dziś legioniści muszą udowodnić w Dublinie, że dla nich to również najważniejszy mecz w sezonie. Zwłaszcza, że kibice czekają już na Ligę Mistrzów dwadzieścia lat.
fot. Mateusz Kostrzewa/facebook.com/LegiaWarszawa
kg