Przegląd religijny: "Prawda. Raport o stanie Kościoła" – kard. Gerhard Müller, Martin Lohmann
Artykuł sponsorowany

Przegląd religijny: "Prawda. Raport o stanie Kościoła" – kard. Gerhard Müller, Martin Lohmann

Dodano: 
Okładka „Prawda. Raport o stanie Kościoła”
Okładka „Prawda. Raport o stanie Kościoła” 
Przegląd książek religijnych DoRzeczy.pl || Wydawnictwo AA zaprasza do przeczytania fragmentów książki „Prawda. Raport o stanie Kościoła”, której autorami są kard. Gerhard Ludwig Muller, Martin Lohmann.

Media i nadużycia

To zapewne odniesienie do przypadków wykorzystywania nieletnich oraz podejścia niektórych biskupów?

Na przykład nie jest zgodne z naszą kulturą prawną, jeśli hurtowo zarządza się przegląd akt personalnych wszystkich duchownych w celu prześwietlenia na okoliczność możliwych nadużyć. To wyraz totalnej nieufności względem kapłanów. Na rozpoczęcie śledztwa wolno wyrazić zgodę dopiero wtedy, gdy pojawi się konkretne podejrzenie. W państwie prawa przywykliśmy do tego, że – w przeciwieństwie do praktyk władzy absolutystycznej – indywidualny obywatel czy chrześcijanin nie stanowi własności zwierzchności państwowej czy kościelnej. Należy zadbać o zachowanie praw osobistych i do momentu udowodnienia przeciwnego stanu rzeczy kierować się zasadą domniemania niewinności. Dlatego uważam za niezwykle problematyczne, jeśli – w tym wypadku księża – zostają zaszufladkowani i napiętnowani jako potencjalni podejrzani. Jaka to deformacja praworządności, skoro na rzecz i korzyść własnej historii życia trzeba najpierw dowieść, że nie jest się przestępcą. To perwersja prawa i sprawiedliwości, a także naruszenie godności człowieka, choć wroga Kościołowi prasa brukowa nie chce przyjąć tego do wiadomości, gdyż traktuje katolickich kapłanów jak zwierzynę łowną, zarabiając na rozpętanych przez siebie kampaniach niemałe pieniądze. Apeluję do odpowiedzialnych, żeby, ze względu na presję opinii publicznej, sprytne strategie sekretariatu Konferencji Episkopatu czy też jakichś doradców medialnych, nie dali się zwieść do podejmowania niewłaściwych inicjatyw, które na koniec okażą się kontraproduktywne. Biskupi powinni cechować się i występować z większą pewnością siebie. Z teologicznego punktu widzenia nie da się postawić kolektywnych zarzutów kapłanom katolickim. Kto za niewłaściwe zachowania seksualne indywidualnych osób, które nie dochowały wierności złożonej obietnicy, czyni winnym celibat, ten nie ma pojęcia o wierze chrześcijańskiej albo wykorzystuje te niegodziwości dla bezwzględnego promowania własnej agendy w Kościele.

Czy więc – w tym miejscu z oczywistych powodów należy o to zapytać po raz kolejny – życie w celibacie odgrywa tak istotną rolę w Kościele Chrystusowym?

Bez wątpienia, gdyż jest ono cechą charakterystyczną kapłaństwa sakramentalnego. Sam Jezus wspomniał o uczniach, którzy dla świadectwa nadchodzącego Królestwa oraz w posłudze zbawienia ludzi zachowują wstrzemięźliwość seksualną i z własnej woli rezygnują z życia małżeńskiego i rodzinnego (Mt 19,12; 1 Kor 7,32). Tu należy zaznaczyć, że natura kapłaństwa nie domaga się kategorycznie celibatu. Niemniej jednak dostrzega się jego pewną wewnętrzną stosowność. Kapłan sprawuje sakramenty władzą Syna Bożego i reprezentuje Go, co daje się odczytać także w całościowym oddaniu jego sposobu życia. Ale to pojmie się dopiero wtedy, gdy odejdzie się od powierzchownego oglądu, nie zadowalając światowym niezrozumieniem i wejdzie w głąb poznania przez wiarę. Innymi słowy: tam, gdzie brak wiary, nie jest możliwe poznanie. Wyrażam wdzięczność papieżowi Franciszkowi – a także jego poprzednikowi na urzędzie, autorowi aktualnej wypowiedzi w książce kardynała Saraha – za zaprezentowaną klarowność w tej materii.

Czyli celibat przynależy do istoty Kościoła katolickiego?

Zacytuję własny tekst, odnoszący się do tego tematu: całkowite zniesienie celibatu kapłańskiego, tak jak miało to miejsce we wspólnotach protestanckich i anglikańskich w XVI stuleciu, byłoby naruszeniem natury kapłaństwa oraz zignorowaniem całej tradycji katolickiej. Kto przed Bogiem i jego świętym Kościołem zechciałby wziąć odpowiedzialność za wynikłe stąd zgubne konsekwencje dla duchowości oraz teologii kapłaństwa katolickiego? Również miliony kapłanów, od czasów założenia Kościoła, musiałyby się poczuć wewnętrznie zranione, gdyby im teraz oznajmiono, że oto ich egzystencjalna ofiara dla Królestwa Bożego i Kościoła zasadza się jedynie na zewnętrznym wymogu prawnym, nie mającym nic wspólnego z kapłaństwem i bezżennością ze względu na Królestwo niebieskie. Brak kapłanów (co do liczby i jakości) w niegdyś chrześcijańskich krajach Zachodu, to nie wynik niedostatku powołań przez Boga, lecz skutek niekonsekwentnego życia Ewangelią Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i Zbawiciela całego świata.

Czyli często to nie tylko brak zrozumienia dla kapłana i jego zbawczej służby? Czy zwalcza się celibat, ponieważ odczuwa się, odbiera kapłaństwo na podobieństwo ciernia tkwiącego w ciele nowożytności?

Niewątpliwie. Jak już powiedziałem: toczy się nie tylko dyskusja na temat celibatu, lecz także zacięta walka przeciwko niemu, a tym samym przeciwko kapłaństwu sakramentalnemu. W XVI stuleciu reformatorzy protestanccy zdefiniowali urząd kościelny jedynie jako funkcję religijną we wspólnocie chrześcijańskiej, pozbawiając go tym samym charakteru sakramentalnego. Jeśli święcenia kapłańskie przestają być wewnętrznym upodobnieniem do Chrystusa, Boskiego Mistrza, Dobrego Pasterza i arcykapłana Nowego Przymierza, wówczas upada także rozumienie wewnętrznego powiązania z kapłaństwem umocowanej w Ewangelii bezżenności ze względu na Królestwo Boże (Mt 19,12; 1 Kor 7, 32). W następstwie polemiki reformacyjnej oraz na podstawie własnego immanentystycznego obrazu człowieka francuscy oświeceniowcy dojrzeli w kapłaństwie oraz ślubach zakonnych jedynie stłumienie popędu seksualnego, prowadzące do neuroz i perwersji – podobnie jak później zinterpretowano seksualność w psychologii głębi jako mechaniczne zaspokojenie popędu, które w wypadku „stłumienia” wywołuje podobne objawy. A przecież neurozy i perwersje powstają także wskutek obsesji seksualnych, a więc wtedy, gdy popęd płciowy utracił swoją orientację w osobowym centrum.

Bóg zdaje się przeszkadzać w tych podobno tak oświeconych czasach? Jest groźny dla wszelkiej pozbawiającej wolności jednowymiarowości.

W rzeczy samej. Jeśli wolno tak powiedzieć, to jest największym zagrożeniem dla każdej dyktatury. Sakramentalne pełnomocnictwo w misji boskiego autorytetu pojmuje się jako frontalny atak na obecną dyktaturę relatywizmu i radykalnie zwalcza wszelkimi trikami oraz wprowadzając zamęt mentalny. Do tego należy także zredukowanie seksualności do poziomu egoistycznego zaspokojenia żądzy.
Celibat kapłański zdaje się być ostatnim bastionem radykalnego ukierunkowania człowieka na transcendencję oraz nadzieję na inny, przyszły świat, a to przecież, zgodnie z ateistycznymi pryncypiami, niebezpieczna iluzja. Dlatego też międzynarodowe elity władzy i pieniądza toczą nieustaną walkę z Kościołem katolickim jako światopoglądową alternatywą wobec radykalnego immanentyzmu, dążąc do zdobycia absolutnej władzy nad duchem i ciałem nieświadomych mas ludzkich i paternalistycznego ich podporządkowania, delektując się przy tym własną filantropią niczym kawosz słodzikiem.

Odnośnie tego napisał Ksiądz: „W terapeutycznym geście udaje się filantropa, wyświadczającego biednym księżom i zakonnikom jedynie przysługę, gdy się ich uwolni z klatki tłumionej seksualności”. To przecież perfidne oszustwo, nieprawdaż

Wspomniane oszustwo to nie tylko perfidia, ale i lekceważenie. Niektórzy zdają się nie dostrzegać, jak bardzo ranią godność ludzką wszystkich chrześcijan, poważnie podchodzących w sumieniu przed Bogiem do nierozwiązywalności małżeństwa czy też za pomocą łaski dochowujących wierności zobowiązaniu celibatu. Właśnie tam, gdzie wierzący chrześcijanie podejmują przed Bogiem życiowe decyzje w największej głębi sumienia, negacjoniści nadprzyrodzonego powołania człowieka chcieliby im wmówić, że powinni się dostosować do ograniczonego horyzontu skazanego na śmierć życia, tak jak gdyby nie istniał żyjący Bóg. Materialistyczny naturalizm święci dziś prawdziwe triumfy. Ci, którzy bezkrytycznie idą za nim i mu hołdują, nie zauważają nawet jak bardzo narzuca im swoją kuratelę i pozbawia wolności.

Proszę pozwolić, że zacytuję jeden z moich nowszych tekstów: w odniesieniu do celibatu podły zarzut brzmi, że oto ciemni kościelni reakcjoniści, ze swoją obroną kapłaństwa sakramentalnego oraz – w ich oczach – wyobcowanej ze świata etyki seksualnej oraz wrogiego człowiekowi celibatu, opóźniają czy wręcz przeszkadzają w niezbędnym unowocześnieniu Kościoła katolickiego oraz jego dostosowaniu do współczesnego świata. Co ewentualnie jeszcze tolerują, to Kościół bez Boga, bez krzyża Chrystusa i bez nadziei na życie wieczne. Temu „kościołowi dogmatycznego indyferentyzmu i moralnego relatywizmu”, obejmującemu także ateistów i niewierzących, wolno, zgodnie z duchem czasu, mówić o zmianie klimatu, przeludnieniu Ziemi, migrantach, ale ma milczeć na temat aborcji, samookaleczenia przedstawianego jako zmiana płci, eutanazji oraz niegodziwości współżycia seksualnego poza małżeństwem. Powinien on bezwzględnie zaakceptować rewolucję seksualną jako wyzwolenie z wrogiej ciału katolickiej etyki seksualnej. Tym samym dałby przykład pokuty, zadość czyniącej tradycyjnej pogardzie cielesności, pochodzącej z manichejskiej spuścizny świętego Augustyna.
Cóż za kwitnące bzdury i zwodzenie gardzące człowiekiem!

To ciężkie zarzuty. Chce Ksiądz Kardynał powiedzieć, że dzisiejsze media dysponują swego rodzaju autorytetem nauczania?

Zbyt wielu wiernych dowiaduje się o Kościele Chrystusa, do którego należą przez chrzest, więcej za pośrednictwem mediów niż od samych luminarzy kościelnych. Filtrami wiodących środków przekazu, długofalowo deformujących i fałszujących spojrzenie na istotę Kościoła jako sakramentu wspólnoty Boga w Chrystusie, są polityka i władza. Wielu ulega temu wpływowi, również dlatego, że odpowiedzialni zbyt często milczą odnośnie do faktycznie autentycznych kwestii wiary. Kiedy głosi ktoś kazanie na temat Trójcy Świętej, odkupienia, łaski i usprawiedliwienia, siedmiu sakramentów? Kiedy ktoś wyjaśnia, dlaczego jesteśmy dziećmi Bożymi, przyjaciółmi Ducha Świętego, co jest celem naszego istnienia, dlaczego w ogóle jesteśmy na Ziemi? To wszystko się pomija. Ogarnęło nas znużenie w przepowiadaniu, autentycznym i zorientowanym na zbawienie.

Czy kryje się za tym, nad czym wielokrotnie już Ksiądz Kardynał ubolewał, zbytnie dopasowanie do świata? W roku 2018 ponad 216 000 katolików wystąpiło w Niemczech z Kościoła. Nie wstrząsnęło to szczególnie nikim, ale Księdzem – owszem.

Zgadza się, bardzo to mną wstrząsnęło. I nie poczuje się inaczej nikt, kto wierzy, że „Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić” (Ef 5,25). Jakby nie było, ponad 200 000 ludzi porzuca swoją duchową ojczyznę i odwraca się plecami do Kościoła w Niemczech. Nie da się przy tym ukryć, że wielu z deklarujących apostazję podchodzi do tego kroku jak do wypowiedzenia członkostwa w świeckim stowarzyszeniu. Podkreślam z całą jasnością: skoro ludzie nie wiedzą już, że Kościół jest z ustanowienia Bożego, to świadczy to o klęsce sprawujących w nim władzę i powołanych do jasnego przepowiadania prawdy. Chrystus powołał swój Kościół jako sakrament zbawienia świata, jako „znak i narzędzie wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium 1). W Liście do Hebrajczyków czytamy, że „niemożliwe jest bowiem tych – którzy raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali również wspaniałości słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, jednak odpadli – odnowić ku nawróceniu. Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko”.

Nadużycia seksualne w Kościele

Zmiana tematu. Kościołem wstrząsa skandal związany z nadużyciami seksualnymi.
W lutym 2019 roku w Watykanie odbył się tak zwany szczyt na temat ochrony nieletnich. Od tamtej pory wciąż na nowo wysuwane są postulaty, które pojawiały się już wcześniej. Jako swego rodzaju zło wskazuje się celibat, domniemanie błędną etykę moralną Kościoła, mówi się o klerykalizmie i nadużyciu władzy. Jednak w tym kontekście tylko co do jednego tematu zdaje się obowiązywać zakaz myślenia. Sugestie, że większość ofiar była płci męskiej i że mogłoby to mieć coś wspólnego z homoseksualizmem, uważane są za gruby nietakt. Tymczasem niektórzy biskupi niemieccy zabiegają najwidoczniej, zwłaszcza teraz, o otwarcie bram seminariów duchownych dla homoseksualnie aktywnych mężczyzn i ostrzegają przed możliwą dyskryminacją w tym względzie. Najwidoczniej instytucje te przyciągały dotąd osoby o takich skłonnościach. Pojawiło się także żądanie, aby Kościół docenił wreszcie praktykowaną jednopłciową erotykę i pozwolił kapłanom o takiej orientacji na pożycie z męskimi partnerami, co miałoby doprowadzić do spadku niepożądanych zdarzeń.

Uważam, że to bardzo osobliwa psychologia. Mamy do czynienia z uderzającą wzgardą dla ciała, jak gdyby człowiek nie był niczym innym, jak istotą kierowaną popędem. Gdy będzie mógł go zaspokoić w każdej chwili, wtedy świat będzie w porządku, a on sam będzie szczęśliwy.

Najwidoczniej zapomina się, że seksualność podlega zasadzie moralności, ponieważ człowiek jako osoba dysponuje wolną wolą i świadomością odpowiedzialności. Jako ludzie jesteśmy wezwani i wzywani do postępowania dobrego etycznie. Kościół nigdy nie może zaaprobować jednopłciowych czynów czy też nazwać ich dobrymi, nie sprzeciwiając się przy tym woli Stwórcy, a także nie wyrządzając człowiekowi pewnej krzywdy. Nie można bowiem relatywizować wewnętrznego ukierunkowania wszelkich ludzkich działań na dobro. To nie tylko jego brak, minus malum, ale i działanie nie będące dobrem samo w sobie. Nie da się tych aktów porównywać czy też przyrównywać do seksualności między mężczyzną i kobietą, której jedyne prawomocne miejsce to małżeństwo. Związek zakładający trwałość, umocowany w miłości i wierności, uczestniczący w kreatywności Boga – przez ukierunkowanie na dzieci, czyli nowe życie.

Prawidłowa seksualność zorientowana jest na to, aby umożliwiać bycie innym, dawać im życie, pozwalać im żyć w odniesieniu do Boga. Przypominam o tym, że każdy człowiek, który się narodził, jest uwielbieniem Boga jako Stwórcy. Czyli ojciec i matka są poniekąd włączeni w stwórczy plan samego Boga. Nie ma też dualistycznie odłączonych od siebie celów małżeństwa, mianowicie seksualności jako egoistycznego zaspokojenia popędu płciowego oraz obowiązkowej prokreacji. Małżeństwo jako sakrament wyrasta z jednego tylko korzenia miłości, płodnej w wewnętrznym zjednoczeniu miłujących się, dających początek duchowemu i cielesnemu życiu. To realizuje się w najdoskonalszy sposób w dziecku, które w czasie stworzone z niczego, już odwiecznie było chciane w pochodzeniu Syna od Ojca i umiłowane w Duchu Świętym.

Erotyka i seksualność

Mówi ksiądz, że seksualność i homoseksualność nie mają ze sobą nic wspólnego?

Wypowiadam się ten temat bez entuzjazmu, ponieważ reakcja na tę publikację bez wątpienia skoncentruje się jedynie na tej kwestii i kurz wzniecony oburzeniem mediów przesłoni wszelką rzeczową dyskusję. Z drugiej strony znam i takie osoby, które mnie zachęciły, abym, ze względu na zainteresowanych – a tymi jesteśmy my wszyscy, którym zależy na dobru naszych bliźnich – nie uląkł się nieuniknionego shitstormu. W moim przekonaniu nie istnieje homoseksualność w tym znaczeniu, jakoby oprócz męskiej i żeńskiej seksualności była trzecia jej forma. Homoseksualność jako pojęcie to odrealniony sposób wyrażania się, sugerujący, że obok bycia jako mężczyzna i jako kobieta, mielibyśmy trzecią płeć.

Tą uzurpowaną suwerennością pojęciową zamierza się stanąć przeciwko własnej seksualności. Mamy płeć męską i żeńską jako określenie istoty ludzkiego ciała. Od tego należy odróżnić erotyczną orientację na osoby własnej lub odmiennej płci, co niektórzy pseudonaukowo definiują jako hetero– lub homoseksualność. Te fundamentalne przesłanki antropologiczne potwierdził dotknięty same sex attraction, na podstawie swych życiowych doświadczeń, Daniel C. Mattson (Dlaczego nie nazywam siebie gejem? Jak zrozumiałem swoją seksualność i odnalazłem harmonię, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2020). Wykorzystywanie seksualne dzieci, które niestety zawsze miało miejsce, stało się popularnym tematem ogólnospołecznym wskutek globalnej rewolucji seksualnej, co w swoim studium pod tym samym tytułem szczegółowo ukazała Gabriele Kuby (Globalna rewolucja seksualna. Likwidacja wolności w imię wolności, Wydawnictwo Homo Dei, Kraków 2013) czy też w publikacji pod tytułem Missbrauch, w której zamieszczono moją przedmowę. Pomijając fakt, że wykorzystanie małoletnich przez osoby duchowne wykazuje procentowo niezwykle wysoki udział ofiar płci męskiej, nie powinno się jednak łączyć tych dwu tematów i trzeba traktować je osobno, zarówno empirycznie-naukowo, jak i z punktu oceny teologii moralnej.

Jak opisałby Ksiądz Kardynał to, co obecnie określa się mianem homoseksualności?

To erotyczne i seksualne kontakty pomiędzy osobami jednej płci, które sprzeciwiają się naturze danej przez Boga relacji mężczyzny względem, do kobiety i kobiety względem, do mężczyzny (1 Kor 11,11 nn.).

Czy homoerotyzm dotyczy w większym stopniu duchownych?

Nie znam żadnych statystyk, a osobiście zetknąłem się ze znikomą częścią kapłanów żyjących na całym świecie. Nie da się też przecież ustalić procentowego udziału lekarzy, dziennikarzy czy innych grup zawodowych w grupie pedofilów czy homofilów. Bywa też, że niektórzy kapłani nie radzą sobie z celibatem, więc obierają inną drogą i poślubiają kobietę. Celibat to nie przymusowa czy obowiązująca norma, jak bezmyślnie twierdzą dziś niektórzy, nawet biskupi. To wolna odpowiedź na wezwanie Chrystusa, odpowiedź, jakiej można i trzeba udzielić w duchu wolności.

Pan przecież też nie odbiera małżeństwa z kobietą, swoją żoną, jako przymusu. Dobrowolnie zadeklarował Pan przy ołtarzu: „Tak, tylko ty i na zawsze”.

Czytaj też:
Przegląd religijny: Dlaczego wstawiennictwo Maryi jest potrzebne człowiekowi?
Czytaj też:
Fragment książki: Zawierzyć Maryi. Duchowość XXI wieku
Czytaj też:
Przegląd religijny: Abp Fulton Sheen, "Sakramenty"

Źródło: Wydawnictwo AA
Czytaj także