Przegląd religijny: Franciszek z Asyżu. Odkłamanie mitów
Artykuł sponsorowany

Przegląd religijny: Franciszek z Asyżu. Odkłamanie mitów

Dodano: 
Franciszek z Asyżu. Odkłamanie mitów
Franciszek z Asyżu. Odkłamanie mitów 
Przegląd książek religijnych DoRzeczy.pl || Jak zafałszowano postać św. Franciszka? Stygmatyk i misjonarz. Nawracał pogan. Nie był ekologiem ani pacyfistą!

We współczesnej świadomości święty Franciszek to przede wszystkim radosny ubogi zakonnik, zwolennik dialogu międzyreligijnego, ekolog, miłośnik zwierząt. Tymczasem przywoływane i analizowane przez autorkę źródła mówią przede wszystkim o człowieku całkowicie oddanym Chrystusowi, który bronił wiary chrześcijańskiej i gorliwie ją krzewił. Dlatego udał się do sułtana, by przekonać wielkiego władcę do Chrystusa. Ta Franciszkowa całkowita i wyłączna służba Bogu zaowocowała wielkimi reformami w Kościele. A on sam stał się założycielem zupełnie nowego zakonu, który od wieków jest miejscem duchowego wzrastania całej rzeszy świętych.

Przedmowa

W ostatnim czasie na rynku wydawniczym można zaobserwować próby „zrehabilitowania” św. Franciszka z Asyżu, aby popatrzeć na niego w sposób obiektywny, przywrócić mu właściwe miejsce i ukazać jego prawdziwą twarz i naturę. Nie tę bladą, fałszywą twarz i naturę Franciszka ekologa, pacyfisty, relatywisty, dobrego dla wszystkich, miłośnika natury, lecz raczej obraz Franciszka-rycerza, pokutnika, reformatora, mistyka.

Chodzi o kilka książek i artykułów. Może to jeszcze wciąż zbyt mało, ale warto podkreślić znaczenie tych prób w ich najgłębszym rozumieniu. Co się bowiem w większym stopniu niż innym przytrafiło temu świętemu? Dlaczego został zafałszowany? Kto uczynił z niego symbol wartości ogólnych, odpowiednich dla wszystkich duchowości, nawet antychrześcijańskich? Z jakiego powodu taki los nie spotkał św. Bernarda, św. Katarzyny Sieneńskiej, św. Tomasza z Akwinu i ich zostawiono w spokoju?

To pytanie wydaje się interesujące.

Franciszek był reformatorem. „Idź – mówi do niego Jezus – i napraw mój Kościół”. To zdanie jest przytaczane przez współczesnych mu biografów, a zatem jest absolutnie autentyczne. On czuje, że został obdarzony tą misją i ją wypełnia, najpierw na płaszczyźnie materialnej (naprawa kościółka w San Damiano), a później naprawia Kościół – powszechny, mistyczny, Kościół, którym w tamtych latach targały dość poważne problemy wewnętrzne i zewnętrze (przede wszystkim szerzące się liczne herezje).

Franciszek zreformował Kościół w sposób autentyczny i zrobił to sam, wyłącznie siłą swej wiary. Czyniąc to, nie stracił swej wartości średniowiecznego „rycerza”, ale ją wywyższył, był rycerzem, który po prostu zmienił pana: odszedł od świata, żeby służyć Bogu, z tą samą energią, oddaniem i duchowością żołnierza. W rzeczy samej, nazywał siebie i określał „heroldem wielkiego Króla”. Herold to postać właściwa dla świata wojskowości i czasów wojny: to ten, który śpieszy i informuje o przebiegu bitwy, który krzyczy do wszystkich o zwycięstwie albo przegranej własnego wojska, które walczy gdzieś indziej w bitwie.

Franciszek to człowiek, który znienacka przechodzi od rzeczywistości ziemskiej do Boga, pokonując w sobie samym „świat”. Czyni to poprzez całkowite oddanie się swemu Panu, poprzez surowość wobec samego siebie, skrajną i nieprzewidywalną, ale całkowitą, która niczego nie oszczędzała ani nie pozwalała na odwrót. Franciszek był gwałtownikiem, który surowo traktował swoje ciało („poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę”, 1 Kor 9, 27), do tego stopnia, że u kresu swego życia prosił je o wybaczenie. Oczywiście nie było w nim zwykłej woli pokuty, ale miłość Boża w automatyczny sposób wymogła na nim unicestwienie ducha świata.

Chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie chodzi mi o to, że inni święci nie odczuwali takiego samego pragnienia Boga, ale niewielu było takich, którzy, jak Franciszek, dokonali tej przemiany w sposób tak nagły i całkowity. On zrewolucjonizował epokę poprzez takie nawrócenie. Dał nowe oblicze nie tylko Kościołowi, ale wszystkiemu: wraz z nim narodziła się literatura, styl, sposób bycia, postrzegania i pojmowania. W tym sensie, duchowość Kościoła stała się w tamtym czasie całkowicie „franciszkańska”, a Franciszek był uznawany za ojca i punkt odniesienia dla wszystkich, nie tylko dla tych, którzy wybierając życie zakonne, stawali się franciszkanami w jego klasztorze.

Franciszek był reformatorem nie tylko przez słowa, ale również poprzez publiczne i spektakularne ukazywanie oblicza Chrystusa, w sposób, jaki nie miał sobie równych. Nikt nie widział niczego podobnego, zanim on nie pojawił się na scenie świata. Wrażenie, jakie wzbudzał, było tak wszechogarniające, że ludzie nawet się go obawiali: samo dostrzeżenie go mogło oznaczać ryzyko, że zostanie się porażonym, oślepionym i pokonanym. Nie przez Franciszka, ale przez Chrystusa (…).

14 WRZEŚNIA 1224: STYGMATY I GWOŹDZIE

Św. Franciszek osiągnął taki stopień bliskości z Panem, że pragnął zjednoczenia jeszcze doskonalszego, i aby poznać właściwy środek do osiągnięcia takiego celu, trzykrotnie radził się Ewangelii, jak to już miało miejsce przy zakładaniu zakonu, kiedy dołączyli do niego św. Bernard z Quintavalle i Piotr Cattani.

Brat Franciszek, podobnie jak św. Antoni opat, św. Augustyn, św. Grzegorz i św. Marcin, poznał swoją drogę, poza rozmowami Bożymi, również za pośrednictwem stronic Ewangelii. Otworzył ją i jego oczy zatrzymały się na Pasji Jezusa, na fragmencie, w którym była ona zapowiadana. Przy drugim i trzecim otwarciu pojawił się ten sam temat.

Wtedy, pełen ducha Bożego, zrozumiał, że trzeba, aby wszedł do królestwa Bożego przez liczne utrapienia, przez liczne uciski i przez liczne walki. Wszakże jako bardzo mężny rycerz nie przeraził się grożącymi walkami, ani nie upadł na duchu z powodu potrzeby prowadzenia bojów Pańskich w obozach tego świata.

Zrozumiał, jaka droga się przed nim otwierała, a mianowicie droga Pasji, cierpienia głębszego niż to, którego doświadczał do tej pory, aby bardziej upodobnić się do Chrystusa. Wspinaczka na górę cnót, gdzie wkraczał z tak wielką radością i wyrzeczeniem, teraz dotarła już niemal na sam szczyt, brakowało jeszcze ostatniego wysiłku, brakowało jeszcze: „Wykonało się!”

I chociaż z powodu wielkiej surowości dotychczasowego sposobu życia i ustawicznego dźwigania Krzyża Pańskiego, ciało jego było już bardzo wyczerpane, to jednak nie przeraził się, lecz ożywił się jeszcze bardziej, aby przetrzymać męczeństwo; owo męczeństwo, które miał nadzieję zyskać w ziemiach niewiernych, otrzymał pod inną postacią. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Po raz pierwszy w dziejach Kościoła jakiś człowiek otrzymał stygmaty i to wydarzyło się na górze La Verna, w dniu, w którym Kościół obchodzi liturgiczne wspomnienie Podniesienia Krzyża. Był 14 września 1224, a św. Franciszek miał 43 lata. W swoich pielgrzymkach razem z bratem Leonem zmierzał od jednego eremu do drugiego, od jednego kazania do drugiego, od doliny Spoleto po Romanię. W drodze zatrzymali się u stóp zamku Montefeltro, gdzie odbywał się wielki zjazd rycerski, w związku z uroczystością inwestytury nowego rycerza w zamku San Leo. Wśród zgromadzonych był również arystokrata z Toskanii, hrabia Orlando Cattani z Chiusi. Święty Franciszek, który nie tracił żadnej okazji, aby łowić dusze, dotarł na plac zamkowy, wspiął się na murek, i podczas gdy trubadurzy zabawiali ludzi swoimi występami, Franciszek zaczął przemawiać na temat piękna i nauczania płynącego z męczeństwa sług Bożych, pokuty świętych wyznawców, zmagań dziewic oraz innych świętych, a tytuł tego przepowiadania zaczerpnął ze zwyczajów rycerstwa: Tak wielkie jest dobro, jakiego się spodziewam, że wszelkie cierpienie jest dla mnie rozkoszą. Wszystko obracało się wokół Odkupiciela.

Wysłuchawszy z poruszeniem żarliwego kazania, z którego wynikało, że największym dobrem jest Trójca Święta, hrabia Orlando przystąpił do św. Franciszka, zamierzając otworzyć przed nim swoje sumienie; ale obdarzony szlachetnym duchem Franciszek, świetny znawca odczuć i nastrojów, skłonił go, by najpierw wypełnił swoje obowiązki i poszedł oddać hołd swoim przyjaciołom, którzy zaprosili go na przyjęcie i wziął udział w ich uczcie, a następnie, by powrócił do niego.

Kiedy hrabia Orlando uwolnił się od swoich obowiązków, podzielił się z nim swoimi zwierzeniami i przedstawił mu kuszącą propozycję:

Mam w Toskanii górę uświęconą, która zwie się górą Alwerno i jest bardzo samotna, i nadaje się niezmiernie dla chcących czynić pokutę w miejscu odludnym i dla pragnących życia samotnego. Jeśli chcesz, dam ci ją chętnie i towarzyszom twoim dla zbawienia mej duszy.

Franciszek, wdzięczny za ten dar, powiedział mu, że wyśle kilku swoich współbraci, żeby zbadali to miejsce. Po powrocie do kościoła Matki Bożej Anielskiej, posłał dwóch braci, którzy zostali przyjęci przez hrabiego ze wszelkimi honorami. Pod eskortą pięćdziesięciu zbrojnych, którzy mieli ich bronić przed dzikimi zwierzętami, i po dokonaniu inspekcji, znaleźli, na stoku góry, miejsce idealne na samotnię i z pomocą zbrojnych straży wznieśli cele z gałęzi drzewa. Po tej inspekcji powrócili do Porcjunkuli, żeby zdać relację bratu Franciszkowi, który, ponieważ zbliżał się „nasz post” św. Michała Archanioła – czyli Zakonu Braci Mniejszych – który trwał od 15 sierpnia do 29 września, w tym roku postanowił go przeżyć właśnie na górze La Verna.

Wziął święty Franciszek ze sobą brata Macieja z Marignano pod Asyżem, który był mężem wielkiego rozumu i wielkiej wymowy, brata Anioła Tancredi z Rieti, który był mężem szlachetnego rodu i za czasów świeckich rycerzem, i brata Leona, który był człowiekiem wielkiej prostoty i czystości, gwoli czemu święty Franciszek kochał go bardzo. Z tymi trzema braćmi zaczął święty Franciszek się modlić, polecił siebie i rzeczonych braci modłom tych braci, którzy pozostali, i ruszył z owymi trzema w imię Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego w drogę na górę Alwerno.

Stało się tak, że podczas gdy przebywał w nowym eremie, wydarzyła się rzecz niewyobrażalna: święty Franciszek otrzymał stygmaty wyczuwalne i widzialne i coś co się dotychczas nie zdarzyło, również gwoździe w formie fizycznej, jak jako pierwszy opisuje to Tomasz z Celano: ujrzał w widzeniu Bożym stojącego nad sobą mężczyznę, mającego jakby sześć skrzydeł, z rękami wyciągniętymi, a z nogami złączonymi, przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się nad głową, dwa wyciągały do lotu, dwa wreszcie okrywały całe ciało.

Źródło: Wydawnictwo AA
Czytaj także