Akcja całego cyklu, liczącego już kilkanaście tomów, rozgrywa się w alternatywnym XVI-tym wieku. Różnica pomiędzy naszym uniwersum a uniwersum utworów jest taka, że w 33 roku nastąpiło wydarzenie, które zdecydowało o całej dalszej przyszłości świata: Jezus Chrystus nie umarł na krzyżu, lecz zstąpił z niego i obdarzony nadnaturalnymi, magicznymi mocami stanął na czele armii, która zdobyła Rzym. I został obwołany nowym imperatorem.
Czy taki pomysł wywołał oburzenie?
Na początku zarówno ta wizja, jak również okrutny realizm w przedstawianiu bohaterów oraz świata, budziły pewien opór. Moje książki nazywano „najbardziej obrazoburczymi w historii polskiej literatury”. Ale teraz, po kilkunastu latach od premiery cyklu, jak sądzę Czytelnicy już się przyzwyczaili. A poza tym w dzisiejszym świecie filmy, gry komputerowe i literatura coraz chętniej przekraczają kolejne granice. Więc sądzę, że moja wizja nie wydaje się już aż tak obrazoburcza. Ostatnio miałem okazję zauważyć, że ukazujące się w mediach filmy promujące grę komputerową (światowa premiera odbędzie się w IV kwartale tego roku) budzą ogromne, ale pozytywne zainteresowanie zagranicznych graczy i czytelników wykreowaną przeze mnie koncepcją świata. Na marginesie dodam, że znam też księży, którzy z sympatią czytają moje książki.
Ale Jezus zstępujący z krzyża i obejmujący władzę nad światem to nie jedyna różnica pomiędzy Pana wizją a prawdziwą historią, prawda?
Tak jest. Drugą podstawową różnicą jest fakt, że w świecie moich powieści naprawdę istnieje magia oraz naprawdę istnieją demony, przybierające fizyczną postać i ingerujące w ludzkie życie. Czarownice i czary nie są wymysłem głupców oraz fanatyków, lecz realnym elementem tego uniwersum. A na czele armii broniącej ludzkości stoi Inkwizytorium czyli Święte Officjum.
No właśnie, Święte Officjum. To jego funkcjonariusz, inkwizytor Mordimer Madderdin, jest sztandarowym bohaterem Pana twórczości. Kim jest? Jaki jest? Dlaczego stworzył go Pan akurat takim?
Madderdin powiedział kiedyś o sobie: „Dobro może zwyciężać ze Złem tylko dlatego, że służą mu takie skurwysyny jak ja”. Jest to może ocena zbyt samokrytyczna, ale rzeczywiście jest to człowiek zachowujący się często bezwzględnie i cynicznie. Chociaż kierujący się własnym, ścisłym kodeksem moralnym oraz absolutnie wierzący w słuszność sprawy, której służy. A ponieważ duża część opowieści o nim to intrygi obyczajowe i kryminalne, więc przydaje mu się również umiejętność logicznego myślenia oraz zdrowy rozsądek. Madderdin nie jest ani „do szpiku kości zły”, ani nie jest „łajdakiem o złotym sercu”, ani tym bardziej nie jest „paladynem w świetlistej zbroi”, chociaż potrafi, w zależności od sytuacji, pokazać się w każdej z tych ról. I myślę, że właśnie ta wielowymiarowość oraz złożoność postaci, fakt, że wymyka się prostym opisom i ocenom, że trudno przewidzieć jego zachowanie – właśnie to spodobało się Czytelnikom.
O wielkiej infantylizacji świata oraz klęsce systemu edukacyjnego może świadczyć fakt, że trafiają się osoby, które nie odróżniają świata fikcji od świata rzeczywistego, a poglądy mojego bohatera utożsamiają jeden do jednego z moimi poglądami (może dlatego, że książki są pisane w narracji pierwszoosobowej?). A przecież napisałem wiele książek i wymyśliłem wielu bohaterów. Zarówno złych, jak i dobrych, jak i takich sobie. Oczywiście każdy autor daje swoim bohaterom jakąś cząstkę siebie. Mordimera Madderdina wiąże więc ze mną kilka cech, na przykład sympatia do zwierząt, czy sprzeciw wobec nieuzasadnionego znęcania się nad słabszymi. Obaj też lubimy uciechy doczesnego życia. Ale przede wszystkim łączy nas jedno: przekonanie, że sprawiedliwość jest ważniejsza od prawa i że często, aby wymierzyć sprawiedliwość trzeba wziąć prawo w swoje ręce.
Najnowszy tom nosi tytuł „Dziennik czasu zarazy”. Trudno uniknąć oczywistych skojarzeń z obecną sytuacją na świecie.
Sam tytuł jest odwołaniem do klasyki literatury, do doskonałego dokumentu Daniela Defoe „Dziennik roku zarazy”, opowiadającego o epidemii dżumy, która spustoszyła Anglię w 1665 roku. Lektura relacji z czasów wielkich epidemii oraz obserwacja tego co działo się w czasie epidemii COVID pokazuje, że pewne ludzkie zachowania są niezmienne. Na przestrzeni wieków zarówno społeczne jak i indywidualne reakcje na zagrożenie pozostały bardzo podobne. „Dziennik czasu zarazy” jest autonomiczną powieścią kryminalno-sensacyjno-obyczajową usytuowaną w alternatywnym XVI-tym wieku, ale uważny czytelnik na pewno wyłapie zarówno pewne inspiracje współczesnością, jak i pewne uniwersalne pytania o kondycję ludzi i świata.
Tomów wchodzących w skład „cyklu inkwizytorskiego” nazbierało się już kilkanaście, w tym kilka pobocznych historii uzupełniających. I niezmiennie pojawia się pytanie czytelników: w jakiej kolejności czytać?
Każdą z książek o Mordimerze Madderdinie można traktować jako osobną historię i czytać w dowolnej kolejności, gdyż każda stanowi zamkniętą całość. Wyjątkiem jest tutaj „ruska trylogia” czyli mini cykl składający się z powieści „Przeklęte krainy”, „Przeklęte kobiety” i „Przeklęte przeznaczenie”. Tu wszystkie tomy stanowią jedność fabularną, więc należy je poznawać po kolei. Ale w przypadku „Dziennika czasu zarazy”, to nawet ktoś, kto nigdy żadnej mojej książki nie przeczytał, nie będzie miał problemów ze zrozumieniem, o co chodzi.