Miejsce: rezydencja pary książęcej Sussex w Montecito, Kalifornia. Scena pierwsza: księżna w towarzystwie pszczelarza (młodego i przystojnego) wybiera miód z ula. Oboje ubrani na biało, w białych pszczelarskich kapeluszach z siatką. – Czuję dobre wibracje – mówi pani Markle, z uśmiechem oganiając się od pszczół. – W tym roku zbiory są świetne.
Scena druga: uśmiechnięta Meghan w dżinsach i białej koszuli, z naręczem świeżo zerwanych kwiatów, ukazuje się w drzwiach prowadzących z ogrodu do obszernej białej kuchni. – Uwielbiam przygotowywać pokój gościnny. To, co będzie przy łóżku, zdefiniuje moment zaśnięcia. A co czeka w łazience, sprawi, że mój gość będzie mógł wziąć cudną kąpiel na koniec dnia. Kąpiel pani Sussex przygotowuje osobiście: sól Epsom, płatki magnezowe (relaksują), olejek z arniki, różowa sól himalajska, lawenda (na dobry sen). Pąki róży w osobnym woreczku, żeby nie zatkały odpływu.
Za chwilę dowiadujemy się, że gościem państwa Sussex będzie Daniel Martin, ich znajomy od lat, makijażysta gwiazd.
Serial „Z miłością, Meghan” – idylla w luksusowym entourage’u – trwa cztery godziny, w czasie których trzeba się szczypać, żeby nie zasnąć. Oglądając sielankowe sceny (żadna nie została nakręcona w tej kuchni – jako studio służył pobliski dom) z synową króla Karola III, gotującą, majsterkującą i planującą podwieczorki z herbatą, człowiek zastanawia się, jak można tak nisko upaść.
Feministka w fartuszku
Jeszcze nie tak dawno księżna była ikoną feministek. Ona, pierwsza niebiała kobieta, która poślubiła brytyjskiego księcia. Ona, która w wieku 11 lat napisała list do Hillary Clinton, wtedy pierwszej damy, prosząc o wycofanie reklamy płynu do zmywania naczyń, który uważała za dyskryminujący kobiety. Ten epizod z dzieciństwa stał się mitem założycielskim jej przyszłej feministycznej legendy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
