Rzadki wypadek wśród podobnych mu celebrytów, którzy raczej przywykli nas straszyć, że jeśli zagłosujemy nie po ich myśli, to nas opuszczą, wyjadą i w ogóle się na „ten kraj” obrażą, a potem jakoś nie wyjeżdżają – z tej prostej przyczyny, że na szerokim świecie nikt nie ma dla nich żadnej oferty.
Z Jackiem Dehnelem jest trochę tak, jak w starym kawale – odpowiedzi Radia Erewań na pytanie o tzw. orientację Oskara Wilde’a (nie będę cytował tego żartu, jeśli uchował się ktoś, kto nie zna, niech użyje wyszukiwarki). Tyle, że w tym wypadku jest odwrotnie. Dehnel ma wprawdzie na koncie kilka ciekawych książek, wszystkie napisane już dość dawno, ale w przestrzeni publicznej istnieje raczej jako bojownik o „prawa osób LGBT”. W tej roli zapisał się dość haniebnie, gdy rozpętał nagonkę na jedną ze szkół z powodu tragedii do jakiej w niej doszło – samobójstwa ucznia. Dehnel rozgłosił wtedy, a podchwyciły to największe media, jakoby chłopiec padł ofiarą prześladowań z uwagi na swą seksualną odmienność. Po czasie i hektolitrach błota wylanych na Polskę i konkretnych ludzi okazało się, że Daniela (tak bodaj nazywał się chłopak, albo tak go media nazwały) nie było żadnego powodu uważać go za homoseksualistę, i nikt go za takowego nie uważał, nikt też go nie prześladował, ani w poprzedniej szkole, ani w tej wziętej na celownik, do której zresztą chodził tylko przez tydzień.
Nie wiem, czy pisarz sam cynicznie zmyślił opowieść o „zaszczutym” młodym homoseksualiście, czy dał się komuś podpuścić – fakt faktem, że nigdy za to nie przeprosił. Zresztą nikt nie przeprosił. Choć sprawa ponad wszelką wątpliwość okazała się humbugiem, podobnie jak kilka innych, analogicznych kampanii, działacze lewicy przy każdej okazji powtarzają w tonie histerycznym kłamstwa, że w Polsce „zaszczuwane za swą orientacje dzieciaki masowo popełniają samobójstwa”, powołują się na dehnelowską historię. I pewnie będą te brednie powtarzać z podobnym zapałem, z jakim antysemici przywołują „cztery tysiące ostrzeżonych Żydów z WTC” tak długo, aż Donald Tusk wykona podobną woltę jak z imigrantami i zacznie „zboczeńców” zwalczać (a chyba nikt nie wątpi, że jak mu tak wyjdzie z badań opinii, to tak zrobi).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.