Bezradność świata nauki wobec COVID-19

Bezradność świata nauki wobec COVID-19

Dodano: 
Koronawirus w Hiszpanii
Koronawirus w Hiszpanii Źródło: PAP/EPA / Javier Blasco
Małgorzata Wołczyk | | Trochę jak w powieści kryminalnej, zjawia się oto zabójca, którego imię dobrze znamy od początku: SARS-CoV-2. Zupełnie jednak nie wiadomo, w jaki dokładnie sposób zabija i kto z nas może stać się jego potencjalną ofiarą. Wielu też upiera się, że ma „skośne oczy”, bo przy wszystkich istniejących teoriach wydaje się, że ponad wszelką wątpliwość narodził się w Wuhan.

Hiszpanie, którzy utrzymują się w rekordowej czołówce zachorowań i śmiertelności spowodowanej koronawirusem śledzą uważnie wszelkie naukowe doniesienia i nowe odkrycia, które mogłyby pomóc uporać się ze skutkami epidemii. Ilość pytań, na które wciąż nie znają odpowiedzi powoduje przygnębienie i zniecierpliwienie. Lekarz medycyny sądowej José Cabrera Forneiro zapytał parę dni temu: „Dlaczego po tylu tysiącach zgonów nie przeprowadzono sekcji zwłok, aby dowiedzieć się, kogo i jak dokładnie zabija wirus?” Ministerstwo zdrowia Hiszpanii, jak i Stowarzyszenie Anatomii Patologicznej odradzało przeprowadzenie takich badań z uwagi na „ryzyko dla osób wykonujących autopsję jak i ryzyko rozprzestrzenienia się wirusa”.

Inna rzecz, że jak podaje prasa, wszystkie sale i pomieszczenia, które dawniej wykorzystywano na potrzeby patologów stały się kostnicami, gdzie przechowywano zwłoki. Wśród publikacji naukowych jest kilka prac patologów z Chin i Stanów Zjednoczonych, które nie wnoszą jednak wiele do sprawy. Wiadomo, że mowa o znacznych uszkodzeniach płuc, szczególnie z powodu zapalenia pęcherzyków płucnych, i że dochodzi do uszkodzenia serca, naczyń, wątroby, nerek i innych narządów.

Faktem jest, że u bardzo wielu osób Covid-19 mija niepostrzeżenie, pozwala się wyleczyć, ale niestety nawet u 20 proc. pacjentów sprawia, że ​​organizm, który jeszcze parę godzin temu rokował bardzo dobrze, nagle osiąga granicę zapaści. Lekarze odkryli, że przyczyną jest zjawisko znane jako burza cytokin – czyli potencjalnie śmiertelna, patologiczna reakcja immunologiczna. Kiedy koronawirus dostaje się do organizmu, nasze ciało inicjuje odpowiedź przeciwko niemu, wysyłając makrofagi - duże komórki, które absorbują i degradują koronawirusa, wysyłając sygnał do reszty ciała o znalezieniu „wroga”. Nasz organizm zwykle go pokonuje, ale gdy makrofagi nie są w stanie zneutralizować postępu wirusa wysyłają swoisty alert i do walki włączają się cytokiny ostrzegając, że coś jest nie tak. I tu następuje moment kluczowy, bo jeśli wydzielanie tych cytokin jest nadmierne, gwałtowne i długotrwałe powstaje owe niebezpieczne zjawisko „burzy cytokin”, która wyniszcza narządy wewnętrzne nieustającym stanem zapalnym. Tak zaciska się śmiertelna pętla, bo organizm nie jest w stanie wytrzymać tak kaskadowej reakcji i wyczerpany układ odpornościowy niejako otwiera zwycięski pochód wirusa. Dlatego okazuje się, że kluczowe jest przewidzenie owej burzy cytokin i dlatego leczenie musi być tak inne na różnych etapach choroby i u różnych osób.

Podsumowując Dr Ricardo Cubedo, ze szpitala Puerta de Hierro wyjaśnia: „Jest absolutną prawdą, że ciężkie przypadki Cowid-19 występują z bardzo poważnymi zaburzeniami krzepnięcia i ze zjawiskami zakrzepowymi, dokładnie tak jak w przypadku każdej sepsy. Jest też oczywiste, że podstawowym problemem jest zapalenie płuc. Z drugiej strony niebywale ważne są szczególne cechy, takie jak zjawiska autoimmunologiczne w późnych stadiach choroby. Tym, co powoduje śmierć nie są wtedy zmiany w płucach ale sam układ odpornościowy, który walczy przeciwko własnemu organizmowi”.

Układ odpornościowy, który reaguje tak zagadkowo wobec Covid-19 stanowi meritum sprawy. Prawie wszystkie plany związane z przezwyciężeniem pandemii opierają się na podstawowym pytaniu: czy przebycie infekcji czyni nas odpornymi, czy pozwala nam wytworzyć tę ilość przeciwciał, które ochronią nas na przyszłość? Pojawiły się przecież plany wprowadzenia „paszportu odporności”, który mógłby uwolnić z kwarantanny zdrowych ludzi i pozwolić im wrócić do normalności. Światowa Organizacja Zdrowia przyznała niedawno, że brakuje jej wielu informacji. Ponadto wątpliwości wzmogły się po odkryciu rzeszy nowych „reinfekowanych” pacjentów w Korei Południowej. W jakim stopniu możemy więc ufać odporności? Kiedy pojawi się tak oczekiwana „odporność stada”?

W tym temacie dość jednoznacznie wypowiedział się dr Marcos López Hoyos, kierownik wydziału Immunologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Santander i prezes Hiszpańskiego Towarzystwa Immunologicznego (SEI): „Jest za wcześnie, aby zweryfikować, w jakim stopniu nabieramy skutecznej odporności i przede wszystkim na jak długo”. Wiadomo przecież, że są pacjenci, którzy po ustąpieniu objawów mają ujemny wynik testu serologicznego PCR i obecną immunoglobulinę G (IgG) we krwi, co oznacza obecność przeciwciał i oczekiwaną odpowiedź immunologiczną, która teoretycznie powinna zagwarantować odporność. Niestety naukowcy wciąż nie mogą być w 100% pewni, że przeciwciała mają „zdolność neutralizacji”, aby poradzić sobie z drugą infekcją. A co jeśli patogen powróci na jesieni w zmutowanej wersji?
Rozmiar tajemnicy, jaką niesie ze sobą ten mały patogen okazał się druzgoczący dla naukowców i lekarzy. W słynnym filmie Bergmana „Siódma Pieczęć” o postawie ludzi średniowiecza wobec zarazy to Rycerz Antonius Block rozgrywał partię szachów ze Śmiercią. W naszym imieniu tę partię na śmierć i życie rozgrywają ludzie nauki. Jak na razie z umiarkowanym sukcesem…

Czytaj też:
Uczona niewiedza koronawirusa. Wielka pandemia czy największa pomyłka?

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także