Małgorzata Wołczyk: Jeszcze rok temu wydawało się, że Hiszpania zmienia się w oczach, powstał ruch sprzeciwu wobec agresywnych separatyzmów, na ulice wyszły tysiące ludzi w poparciu dla jedności kraju, nastąpił „wybuch” konserwatywnej partii VOX jako trzeciej siły w parlamencie, a potem przyszedł dramat pandemii i przeciętny Hiszpan mało ma chyba powodów do optymizmu…
Hermann Teretsch: Ani jednego. Chociaż rząd w Madrycie ukrywa dane, wiadomo, z rejestrów regionów autonomicznych, że zmarło już ponad 50 tys. ludzi z powodu COVID. Ofiar mogło być wielokrotnie mniej, ale kwestie ideologiczne zaważyły na życiu i śmierci obywateli. Wiadomo dobrze, jaki wpływ na rozprzestrzenianie się wirusa miały wielkie manifestacje radykalnego feminizmu 8 marca. Po tak błyskawicznej transmisji szpitale i krematoria nie były w stanie sprostać wyzwaniu. Nie wspominając już o losie seniorów w rezydencjach, tych, którzy budowali wielkość Hiszpanii, a de facto skazanych na śmierć przez zaniechanie wszelkiej pomocy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.