Bezprecedensowe akty kradzieży respiratorów, urządzeń medycznych pierwszej potrzeby, także przedmiotów należących do pacjentów, niszczenie instalacji grzewczych i kanalizacyjnych i szereg innych przestępstw stanowiących realne zagrożenie dla znajdujących się tam 530 pacjentów to jednak coś niewyobrażalnego w realiach pandemii. Polskie agencje informacyjne lub media bezwiednie powtarzają materiał o konieczności śledztwa, które tylko niezorientowanym w realiach Hiszpanii może wydawać się „konieczne”.
Prezydent Ayuso z centroprawicowej PP od początku miała przeciwko sobie armadę niezadowolonych przeciwników politycznych z lewej strony, którzy bali się powtórki sukcesu jej słynnego szpitala polowego IFEMA, zbudowanego w parę dni w pandemicznym Madrycie i chwalonego przez ekspertów z całego świata. Lewica nie wybacza ani sukcesu ani własnej przegranej i dlatego z prasy i z ust polityków lewicy posypały się hasła, które sama prezydent Ayuso nazwała „kampanią upolitycznionego oszczerstwa”. Sabotaże w szpitalu to jednak rodzaj aktów terroryzmu, tak samo jak ciągłe agresje wymierzone w przywódców konserwatywnej partii VOX.
Ale przecież to samo przeżywamy w Polsce. Oglądamy na własne oczy ustawiczne nakręcanie języka politycznej nienawiści, radykalizmu postulatów i dehumanizowania wroga czyli rządu i jego wyborców, ale też Kościoła i katolików. Nienawistne przemarsze odbywały się w szczycie pandemii przekładając się na dynamikę zakażeń i zachorowań. I wcale nie stała za tą wulgarną rewolucją jedynie „kłopotliwa” Marta Lempart ale cały szereg nobliwych niegdyś głów, wśród których nie zabrakło nawet Mistrza Mowy Polskiej zafascynowanego radykalizmem nowego języka. Oczywiście można w nieskończoność powtarzać bzdury o reżymowym państwie PiS, ale to tylko zdradza spektakularny poziom ignorancji o tym, co się dzieje w innych krajach.
Ktoś mi może przypomnieć o manifeście podpisanym przez 500 dziennikarzy w geście sprzeciwu wobec braku dostępu do informacji i cenzury rządu? W reżymowej Polsce -nie, ale w demokratycznej Hiszpanii -owszem, raptem 10 miesięcy temu. Ktoś mi może przypomnieć o cenzurowaniu sieci społecznościowych przez rząd w ramach „minimalizowania krytyki wobec władz i walki z fake newsami”? I znów nie stało się to w reżymowej Polsce a w demokratycznej Hiszpanii. Ale mimo to, lewicowy rząd Hiszpanii pod hasłami solidarnej walki z pandemią wymuszał szantażem na partiach opozycji aprobowanie wielu kontrowersyjnych dekretów czy ustaw. W Polsce zaś trwała radosna obstrukcja opozycyjnych partii w myśl zasady „im gorzej, tym lepiej” dla nich.
Tak, my też jesteśmy zakładnikami w specyficznym szpitalu pod gołym niebem, w którym trwają akty sabotażu wspierane przez niektóre media, międzynarodowe instytucje i ośrodki władzy pozapolitycznej (jak Big Tech). I tak jak w przypadku madryckiego „El Zendal”, gdzie wszystkiemu winna jest prawicowa prezydent Wspólnoty Ayuso, tak u nas wszystkiemu winny jest Prezes. Przecież to „Kaczyński zaczął”! Można domniemywać, że gdyby w istocie „zaczął” to też z aktami sabotażu szybciutko by „skończył”.
Tymczasem w arcy-demokratycznej Hiszpanii jak czytamy w dzisiejszym dzienniku Ok Diario „Mężczyzna aresztowany za jedzenie ciastka i picie czekolady przed domem wicepremiera Iglesiasa został skazany na 7 miesięcy więzienia”. To ciekawe jak brzmiałby wyrok dla skazanego Francisco Zugasti gdyby ten zamiast pożywiać się bezczelnie przez otoczonym gwardią domem wicepremiera Iglesiasa ośmielił się przynieść trumnę, zupełnie tak jak zrobili to 30 października nasi manifestanci w reżymowej ponoć Polsce?
No i wychodzi, że rzeczywiście mamy kłopoty z praworządnością bo nasze standardy dziwnie odbiegają od demokracji hiszpańskiej.
Czytaj też:
Polki nie dajcie się oszukać!