"Napięcia spowodowane trwającym kryzysem migracyjnym na granicy białorusko-unijnej nieco osłabły po dwóch telefonach z Berlina. Niewielka grupa migrantów wróciła nawet do domu. Jednak Mińsk dał do zrozumienia, że większość migrantów nie chce wyjeżdżać" – pisze "Niezawisimaja Gazieta".
Merkel zadzwoniła do Łukaszenki
W poniedziałek i środę kanclerz Niemiec Angela Merkel odbyła rozmowę telefoniczną z Aleksandrem Łukaszenką. Politycy mieli się zgodzić co do tego, że generalnie sprawa migrantów zostanie przeniesiona na szczebel białorusko-unijny. Według służb prasowych Łukaszenki, "właściwi urzędnicy" z Mińska i Brukseli "natychmiast podejmą rozmowy w celu rozwiązania nierozstrzygniętych kwestii".
Eksperci próbują teraz wyjaśnić, co tak naprawdę powiedzieli sobie Merkel i Łukaszenka i czy można domniemywać, że Mińsk i Bruksela rozpoczęły dialog oznaczający zwycięstwo białoruskiego przywódcy, który stara się udowodnić swoją legitymację – podkreśla rosyjska prasa.
"Łukaszenka posunie się dalej"
Według politologa Walerego Karbalewicza szantaż Łukaszenki zadziałał, ponieważ w rzeczywistości osiągnął to, czego chciał, zmuszając drugą stronę do rozmowy. "Pokazuje, że Bruksela zmieniła taktykę. Podjęto decyzję o rozpoczęciu dialogu i targu z Mińskiem" – napisał ekspert. Jego zdaniem Łukaszenka posunie się dalej, bo widzi, że jest skuteczny.
"Nie będę udawać, że bezpośredni kontakt na najwyższym szczeblu z Berlinem i Brukselą to nic, nawet jeśli dotyczy to kwestii humanitarnej" – ocenił analityk polityczny Artem Shraibman. "Jeśli tym razem uda im się załatwić sprawę, będzie to pierwsze od półtora roku bezpośrednie porozumienie w sprawie deeskalacji, jakie Mińsk i Bruksela osiągnęły" – zauważył.
Czytaj też:
Rosja ujawniła poufną korespondencję Angeli MerkelCzytaj też:
Obozowiska migrantów opustoszały. Policja pokazuje zdjęcia