Zapewnienia o przyjaźni i współpracy brzmią nie najgorzej, choć można wątpić, czy zawsze są szczere. Zdarzało się, owszem, że zbieżność interesów skłaniała Francję i Wielką Brytanię do zawiązania „entente”, czasami nawet „cordiale”. Najnowsze wydarzenia – a raczej cała ich seria – pokazują jednak, że w stosunkach obu krajów byle powód może się przerodzić w konflikt, znaczony ostrymi, całkiem niedyplomatycznymi wypowiedziami przywódców. Przeszłe sojusze dobrze się wspomina podczas uroczystości rocznicowych, ale najbardziej wzniosłe deklaracje nie przekładają się na stosunki współczesne. Zresztą nawet wtedy, gdy oba kraje były sprzymierzeńcami, bo wymagała tego sytuacja i ich racja stanu, to trafiały się okazje, by drugiej stronie wbić szpilę. Gdy w 1942 r. gen. Charles de Gaulle pojechał z Londynu do Szkocji, wygłoszone w Edynburgu prze-mówienie zakończył okrzykiem: „Niech żyje sojusz francusko-szkocki, najstarszy z sojuszy świata!”. Sojusz, zawarty w XIII w., wymierzony był w Anglię, Szkoci więc słowa de Gaulle’a odebrali tak, jak mieli odebrać: jako gest zdystansowania się od Anglii. Anglicy zresztą również.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.