Wczoraj wieczorem w pobliżu autokaru wiozącego piłkarzy Borussii Dortmund na mecz ćwierćfinału Ligii Mistrzów doszło do trzech wybuchów. W wyniku eksplozji ranny został jeden z piłkarzy.Czytaj też:
Trzy ładunki, trzy eksplozje. Policja: To był celowy atak na Borussię
Ograniczonie niewygodnych informacji?
O zdarzeniu poinformował na Twitterze sam klub i niemal natychmiast potwierdzili go użytkownicy mediów społecznościowych. Wiadomość szybko dotarła też m.in. do polskich mediów, ale z pewnym opóźnieniem dowiedzieli się o tym mieszkańcy Niemiec.
Jak informowali wczoraj mieszkający w Niemczech Polacy, ale także odbiorcy niemieccy, w mediach niemieckojęzycznych doniesienia o ataku były szczątkowe i długo nie podawano, że doszło do eksplozji. Media spekulują, że mogło chodzić o wstrzymanie się z informacją ze względu na obawy o posądzenie o atak imigrantów.
Kontrowersje wzbudza też nie podanie do wiadomości publicznej treści listu jaki znaleziono na miejscu zamachu. Z jednej strony służby i eksperci tłumaczą, że chodzi o dobro śledztwa a z drugiej strony krytycy niemieckiej polityki imigracyjnej, sugerują, że chodzi o krycie potencjalnych zamachowców.
– Musimy skończyć z polityczną poprawnością. Wydarzenia w Dortmundzie to był zamach terrorystyczny. Europa Zachodnia niestety jest na nie narażona. To efekt wieloletniej pracy lewicowych publicystów i polityków – komentował sprawę poseł Kukiz'15 Jakub Kulesza.