Od początku lat 50. XX stulecia na przedmieściach Minamata w Japonii zaczęły pojawiać się „tańczące koty” – zwierzęta wijące się w śmiertelnych konwulsjach. Wrony spadały z nieba, a glony w zatoce obumierały. Dziwna epidemia dosięgła w końcu także ludzi – dzieci rodzin żywiących się owocami morza.
Pod koniec kwietnia roku 1956 do szpitala fabrycznego największego lokalnego pracodawcy – firmy Chisso – przyjęto dwie kilkuletnie siostry, u których zaobserwowano trudności w chodzeniu, mówieniu i drgawki. Z wywiadu środowiskowego uzyskano informację, że wielu ich sąsiadów wykazuje podobne objawy. 1 maja 1956 r. dyrekcja szpitala oficjalnie powiadomiła miejscowy urząd zdrowia publicznego o „epidemii nieznanej choroby neurologicznej”.
Aby przerwać ewentualny łańcuch zakażeń, pacjentów izolowano, przeprowadzono dezynfekcję i zwrócono się o pomoc do naukowców z Uniwersytetu Kumamoto, którzy od sierpnia 1956 r. wkroczyli do akcji. U pacjentów zaobserwowano utratę czucia oraz drętwienie rąk i stóp. Potykali się przy chodzeniu, nie byli w stanie zapinać guzików, mieli trudności z połykaniem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.