Źródła agencji Bloomberg podają, że 19 października czterech saudyjskich żołnierzy zginęło w bitwie z Huti w południowo-zachodniej prowincji Jazan. Do starć doszło po tym, jak wspierani przez Iran rebelianci wystrzelili w stronę Izraela rakiety manewrujące i drony.
Jeden z pocisków został zestrzelony przez saudyjskie systemy obrony powietrznej i spadł na terytorium królestwa. Pozostałe zostały przechwycone przez amerykański niszczyciel na Morzu Czerwonym.
Arabia Saudyjska i Jemen były blisko zawarcia porozumienia
Czterech żołnierzy saudyjskich zginęło w starciach z Huti po raz pierwszy od czasu, gdy strony zawarły tymczasowy rozejm w kwietniu ubiegłego roku. Przed eskalacją Arabia Saudyjska i rebelianci reprezentowani przez grupę rządzącą w północnym Jemenie Ansar Allah byli bliscy zawarcia porozumienia kończącego trwającą od 2015 r. wojnę.
Iran ostrzegał wcześniej, że otworzy "nowe fronty", jeśli Stany Zjednoczone będą nadal wspierać Izrael w jego wojnie przeciwko Hamasowi. Przywódca jemeńskich Huti Abdul-Malik al-Houthi oświadczył, że rebelianci zaczną wystrzeliwać drony i rakiety, jeśli USA zaczną bezpośrednio ingerować w konflikt.
Pentagon podał, że 19 października niszczyciel USS Carney zestrzelił trzy rakiety manewrujące i kilka dronów wystrzelonych z Jemenu w północnej części Morza Czerwonego.
30 października saudyjski minister obrony Khalid bin Salman złożył wizytę w Waszyngtonie, gdzie spotkał się z wysoki rangą urzędnikami administracji prezydenta USA Joe Bidena i omówił konsekwencje wojny między Izraelem a Hamasem oraz sytuację w Jemenie. Podkreślił potrzebę natychmiastowego zawieszenia broni w Strefie Gazy, ochrony ludności cywilnej, zapewnienia pomocy humanitarnej i wznowienia negocjacji pokojowych.
Czytaj też:
Gen. Bieniek: Izrael musi uważać, by nie przerodziło się to w globalną intifadę