W świecie diamentów starych i nowych

W świecie diamentów starych i nowych

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Teresa Stylińska II Diamenty, poza tym, że ich piękno i blask budzą podziw, a we właścicielach także dumę z posiadania, niosą ze sobą również problemy. Także polityczne.

Są wieczne – to wie nawet ten, kto niespecjalnie gustuje w bondowskich opowieściach. Są krwawe – bo za pieniądze z ich sprzedaży można prowadzić wojny. Są kosztowne – różowy diament Pink Star, bardzo duży, bo prawie 60-karatowy, parę lat temu osiągnął na aukcji niewyobrażalną cenę 71,2 mln dol. Są przedmiotem pożądania – nie tylko w gronie miliarderów, których stać na cacko za miliony, lecz także zwykłych ludzi, którzy na pierścionek ze skromnym brylancikiem niskiej klasy z ochotą wydają kilkaset złotych, bo co diament, to diament, zwłaszcza na zaręczyny.

Jest jednak parę takich, które nie mają ceny. Najsłynniejszy ze słynnych: Koh-i-noor, czyli „góra światła”. Po persku, choć to kamień indyjski, co już zdradza, jak burzliwe były jego losy. Koh-i-noor na co dzień spoczywa w brytyjskim skarbcu koronnym w Tower of London. Władze Indii, a z nimi miliony Hindusów, pragną, by kiedyś wrócił do Delhi. Brytyjczycy to wykluczają, niemniej jednak, by nie zaszkodzić trwającym rozmowom w sprawie brytyjsko-indyjskiej umowy o wolnym handlu, starają się nie kłuć Hindusów w oczy widokiem diamentu. Dlatego podczas koronacji Karola III na głowę królowej Kamili włożono koronę bez Koh-i-noora. Nie tylko w ten sposób diamenty splatają się z polityką. Wojna ukraińska gruntownie zmieniła rynek wydobycia i obrotu diamentami. Największym ich producentem jest Rosja, dlatego na porządku dziennym stanęła kwestia objęcia sankcjami diamentów, które są jej trzecim, po ropie naftowej i gazie ziemnym, źródłem dochodów. Nie jest to jednak sprawa prosta, zwłaszcza w Unii Europejskiej, bo sankcjom sprzeciwia się Belgia, światowe centrum handlu diamentami i ich obróbki. Sprawa powinna się rozstrzygnąć na grudniowym unijnym szczycie. Czy tak się jednak stanie, trudno przewidzieć.

W głowie pawia

„Koh-i-noor to nie jest zwykły diament. Stanowi symbol rozkwitu, apogeum i upadku potężnych imperiów. Nigdy nie został ani sprzedany, ani kupiony. To klejnot zwycięzców. Zwycięzców z Indii, Persji, Afganistanu i, od połowy XIX w., Wielkiej Brytanii” – tak na portalu The Conversation pisał Arun Kumar, profesor historii imperium i kolonii z uniwersytetu w Nottingham. Wielka Brytania jest też w posiadaniu paru innych wyjątkowych diamentów. Cullinan I, nazywany również Wielką Gwiazdą Afryki, budzi jednak o wiele mniejsze zainteresowanie, mimo swej wielkości, czystości – a w diamentach czystość liczy się nawet bardziej niż wielkość – i wyjątkowego miejsca: na szczycie królewskiego berła. Może dlatego, że jest stosunkowo młody, bo pojawił się na scenie dopiero w 1905 r., że nie wiążą się z nim żadne legendy, żadne sekrety, że wszystko o nim wiadomo?

Cały artykuł dostępny jest w 51/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także