Reeksport do Rosji. Jak Armenii udaje się unikać sankcji za pomoc Moskwie?

Reeksport do Rosji. Jak Armenii udaje się unikać sankcji za pomoc Moskwie?

Dodano: 
Prezydent Rosji Władimir Putin
Prezydent Rosji Władimir Putin Źródło: PAP/EPA / GAVRIIL GRIGOROV
Podczas gdy Stany Zjednoczone i Unia Europejska próbują pozbawić Rosję dostępu do podzespołów wykorzystywanych na potrzeby rosyjskiej armii, pobłażliwa polityka Paryża wobec Armenii pomaga de facto Moskwie, dzięki czemu Kreml będzie mógł prowadzić wojnę na Ukrainie.

Kilka dni temu Unia Europejska wprowadziła 13. pakiet sankcji, rozszerzając w ten sposób listę towarów objętych zakazem eksportu do Rosji. Wcześniej obejmowały one 194 podmioty i osoby prawne oraz 27 organizacji, które były oskarżane o współpracę wojskową z Kremlem, dzięki czemu mógł on omijać zachodnie sankcje. Sankcje dotyczą m.in. firm z Chin, Kazachstanu, Turcji, Serbii, Tajlandii, a nawet Sri Lanki.

Okazuje się jednak, że jeden z głównych hubów logistycznych Rosji, który od ponad dwóch lat pomaga jej uniknąć sankcji, ponownie nie został objęty sankcjami. Mowa o Armenii, która z jednej strony tworzy wrażenie reorientacji na Zachód, ale z drugiej strony, w dalszym ciągu pozostaje reeksportem towarów. Warto zauważyć, że tego samego dnia, w którym UE ogłosiła 13. pakiet sankcji, także i Stany Zjednoczone zaktualizowały swoje listy sankcyjne nałożone na Federację Rosyjską. USA dodały do niej blisko 600 osób fizycznych i prawnych z 11 krajów, które „promują uchylanie się od sankcji wobec Federacji Rosyjskiej”. Także i na niej nie znalazły się żadne osoby i firmy z Armenii. Jak to możliwe?

W komunikacie na temat przyjęcia 13. pakietu sankcji, UE stwierdziła, że „w sposób ciągły ocenia skuteczność istniejących środków oraz identyfikuje i eliminuje wszelkie potencjalne luki”. Jednak od ponad 700 dni od agresji rosyjskiej na Ukrainę, nie tylko nie powstrzymano współudziału Erywania w machinie wojennej Kremla, ale wręcz go zignorowano.

Armenia pozostaje jednym z głównych kanałów obchodzenia sankcji przez Rosję, co potwierdzają dane ekonomiczne. W 2022 roku, kiedy Federacja Rosyjska zaatakowała Ukrainę, eksport z Armenii do Rosji wzrósł o niespotykane wcześniej 187 proc. Co ciekawe, minister finansów Armenii przyznał, że „znaczna część to reeksport”. Z kolei w ciągu dziewięciu miesięcy ub. roku eksport towarów z Armenii do Federacji Rosyjskiej wzrósł o 85 proc., z czego 80 proc. to reeksport. Łącznie od rozpoczęcia wojny na Ukrainie i przyjęcia przez Zachód sankcji wobec Kremla, eksport z Armenii do Federacji Rosyjskiej wzrósł aż o 430 proc. Dane te opublikował niedawno Robin Brooks, były dyrektor Instytutu Finansów Międzynarodowych i były strateg w Goldman Sachs, oceniając przy tym, że taka dynamika „oznacza reeksport unijnych i chińskich towarów do Rosji”.

Postawa władz Armenii ws. reeksportu towarów objętych sankcjami jest dla Rosji szczególnie ważna ze względu na to, że Władimir Putin w tej sprawie nie może już liczyć praktycznie na nikogo więcej. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nawet do krajów Azji Centralnej wielokrotnie docierały ostrzeżenia ze strony Stanów Zjednoczonych i UE dotyczące konieczności stosowania się do sankcji nałożonych na Federację Rosyjską. Firmy, które pomimo ograniczeń kontynuowały współpracę z Moskwą, zostały wpisane na amerykańską listę sankcyjną.

Problem reeksportu Armenii do Rosji zauważają od dwóch lat nie tylko politycy, think-tanki i ekonomiści, ale także międzynarodowe media, w tym Forbes, France 24, Financial Times, rumuński Newsweek, Politico, czy The Wall Street Journal. Pomimo tego, Zachód nie podejmuje żadnych działań przeciwko reeksportowi Armenii. Wydaje się, że jest mało prawdopodobne, aby przywódcy krajów UE i Stanów Zjednoczonych nie dostrzegli informacji dotyczących Armenii. Jeżeli tak, to dlaczego nic z tym nie robią? W tym przypadku pewne tropy mogą prowadzić do Francji.

Okazuje się, że Paryż wyraźnie wyróżnia się intensyfikacją relacji z Erywaniem w ciągu ostatniego roku. Od maja 2023 roku do Erewania dostarczana jest m.in. francuska broń. Pierwsza partia obejmowała np. 50 transporterów opancerzonych Bastion. Podczas niedawnej wizyty premiera Aremenii w Paryżu, prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział, że oba kraje będą „kontynuować współpracę w sektorze obronnym”. Szybko okazało się, że oznacza to zacieśnianie więzów. 23 lutego szef francuskiego MON ogłosił, że odtąd „francuski doradca wojskowy będzie stale obecny w Armenii”. Jak dodał, Francja dostarczy Armenii w tym roku jeszcze systemy obrony powietrznej i rozpocznie szkolenie lokalnego personelu wojskowego.

Działania Francji zostały dostrzeżone m.in. na Ukrainie, gdzie „Cenzor” ocenił, iż „dostarczając Armenii broń, Paryż ostatecznie zapewnił sobie status wojskowo-politycznego patrona Erewania”. „Paryż podważa wysiłki Waszyngtonu i Brukseli” – oceniono z kolei w greckiej publikacji „Protothema”.

Jeżeli za polityczną „ochroną” Armenii rzeczywiście stoi Francja, to można zadać pytanie, czy taka polityka nie jest sprzeczna z interesami UE i Stanów Zjednoczonych, które od dwóch lat dostarczają Ukrainie wartą miliardy dolarów broń do walki z Rosją. Okazuje się, że paradoksalnie Paryż gra przeciwko swoim kluczowym partnerom. W jaki sposób? W sytuacji, w której Waszyngton i Bruksela starają się pozbawić Kreml dostępu do komponentów wykorzystywanych na potrzeby rosyjskiej armii, Paryż ze swoją polityką wobec Armenii sprawia, że Kreml korzysta z pośrednictwa Erywania. Ukraińska agencja Unian oceniała niedawno, że „Armenia staje się gospodarczym zapleczem dla Rosjan, rozwiązując Moskwie problemy z dostawami broni na rynek rosyjski”.

Problem niespójności polityki Macrona z linią Stanów Zjednoczonych i UE dostrzegły także media międzynarodowe. Według litewskiej publikacji Alfa „polityka Macrona wobec Kaukazu Południowego nie pokrywa się z polityką zagraniczną Unii Europejskiej”. „Francuskie awanturnictwo i chęć utrzymania kontaktów w Libanie, nieustannie sprawia, że Paryż przedkłada własne interesy nad interesy Zachodu. Podobnie jak na Kaukazie Południowym, Francja znalazła się po stronie Iranu i Rosji (a nie Zachodu)” – czytamy w „The National Interest”, uznanym za źródło amerykańskich umiarkowanych Republikanów. Z kolei według rumuńskiego Stiripesurse „prezydent Francji przyznał, że jego stanowiska (w sprawie Armenii) nie podziela reszta Europy”.

Warto zauważyć, że to francuski oddział „Forbesa” w maju ub. roku wzywał Zachód do podjęcia działań przeciwko reeksportowi Armenii. „Należy jak najszybciej pozbawić Moskwę tego węzła logistycznego i rygorystycznie odciąć nielegalne dostawy materiałów i sprzętu wykorzystywanego w rosyjskim przemyśle wojskowym” – apelował. Okazuje się jednak, że nawet po nałożeniu 13. pakietu sankcji apele nadal nie zostały wysłuchane.

Źródło: DoRzeczy.pl / Forbes, France24,
Czytaj także