Groźna komedia w kilku aktach czysto werbalnej demonstracji siły rządu prezydenta Emmanuela Macrona wobec Rosji trwała dokładnie tydzień. Tyle czasu minęło od ogłoszenia światu (w poniedziałek 26 lutego), że Francja rozważa wysłanie swych wojsk na Ukrainę bez względu na koszty, poprzez medialną insynuację, że Francja jest w zasadzie gotowa wysłać tam wkrótce swe siły specjalne, do ponownego obwieszczenia (w poniedziałek 4 marca), że Francja swych wojsk na Ukrainę jednak wysłać nie zamierza (choć nie wyklucza takiej możliwości w przyszłości!). W tym czasie francuski życzeniowy interwencjonizm został upokarzająco dezawuowany ze strony praktycznie całego Zachodu, ze Stanami Zjednoczonymi na czele. I w sumie bardzo dobrze, ponieważ jego nieprzemyślana (a może zamierzona?) buńczuczność stanowiła niebezpieczną zabawę z ogniem przy beczce prochu, w tym wypadku – przy beczce zdolnej obrócić część naszego kontynentu w nuklearne zgliszcza.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.