Premier Litwy Ingrida Simonyte powiedziała w rozmowie z "Financial Times", że Moskwa może uznać takie posunięcie Wilna za prowokację, ale władze litewskie nie zamierzają zwracać na to uwagi.
– Gdybyśmy myśleli tylko o reakcji Rosji, nie bylibyśmy w stanie niczego zrobić. Co drugi tydzień słyszymy, że ktoś zostanie poddany atakowi nuklearnemu – stwierdziła Simonyte.
Dodała, że litewski parlament zezwolił na wysłanie wojsk na Ukrainę w celu szkolenia ukraińskich żołnierzy, przy czym z Kijowa nie wpłynęła jeszcze taka prośba.
Litwa popiera retorykę Macrona ws. wysłania wojsk
Pod koniec lutego prezydent Francji Emmanuel Macron po raz pierwszy wspomniał o możliwości wysłania wojsk na Ukrainę. Na tle dyskusji, jaka rozgorzała po tym na Zachodzie, Litwa ogłosiła zniesienie "czerwonych linii" w tej kwestii.
Simonyte popiera Macrona, ponieważ jej zdaniem retoryka francuskiego prezydenta stwarza "strategiczną niejednoznaczność" – sugeruje możliwość wysłania wojsk na Ukrainę, ale nie wskazuje konkretnych planów i terminów.
Zełenski: Ukraina nie może poprosić NATO o interwencję
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zadeklarował, że Kijów poprze decyzję krajów zachodnich dotyczącą wysłania wojsk na pomoc siłom ukraińskim. – Mamy formacje ochotnicze, w których obywatele innych państw walczą za Ukrainę. Ukraina nie będzie miała nic przeciwko, jeśli ktoś będzie chciał jej pomóc – stwierdził Zełenski.
Jednocześnie podkreślił, że Kijów sam nie może stać się inicjatorem i publicznie poprosić obce wojska o interwencję. Jego zdaniem takie posunięcie doprowadzi do tego, że Rosja "podniesie larum" i zrobi wszystko, aby powstrzymać pomoc wojskową dla Ukrainy.
Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział wcześniej, że zachodni personel wojskowy na Ukrainie będzie interwencjonistą. – Tak to potraktujemy, oni to rozumieją – stwierdził Putin. Dodał także, że starcie wojsk NATO z Rosją doprowadzi do "III wojny światowej na pełną skalę".
Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. NATO oficjalnie odmówi wysłania wojsk