W tej fazie znajduje się już większość europejskich demokracji. Cały mechanizm polega na ratunkowym tworzeniu kosmicznych i egzotycznych koalicji – byleby ten straszny czarny lud, wyzywany od populistów, nie dorwał się do władzy. Tego rodzaju postawy klasy politycznej mają co najmniej dwa efekty.
Pierwszy to niestabilność systemu. Kiedy wszyscy się zmawiają przeciwko jednemu, zaraz okazuje się, że – co prawda – można arytmetycznie wybory wygrać, ale jest to układ tymczasowy. I w Austrii, i we Francji – teraz też grozi nam to w Niemczech – po takich karkołomnych konstrukcjach tak uzyskana większość jest ciężka do utrzymania. Grożą więc chwiejne rządy i kolejne przyspieszone wybory. Dlatego widać, że to raczej może i ostatnia, a na pewno przejściowa forma walki starego z nowym. Jeszcze da się okordonić tych strasznych populistów, ale ta gra do jednej bramki coraz mniej zadowala suwerena.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.