- Pewne jak w banku? To powiedzenie brzmi na Cyprze niczym ponury żart. W państwie członkowskim Unii Europejskiej lokata bankowa okazała się dużo bardziej ryzykowna niż inwestycje w akcje czy fundusze - pisze w najnowszym 28. wydaniu Do Rzeczy Jacek Przybylski
Władze w Nikozji ogłosiły kilka dni temu, że posiadacze depozytów w Bank of Cyprus oraz banku Laiki zapłacą specjalny „podatek” w wysokości 47,5 proc. od lokat, których wartość przekracza 100 tys. euro (równowartość około 422 tys. zł). Wysokość „podatku” (zdaniem wielu ekspertów zasadniej byłoby mówić o rabunku w biały dzień) okazała się więc dużo wyższa, niż ogłoszono w marcu – wówczas przedstawiciele Trojki (Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego) uzgodnili z przedstawicielami cypryjskiego rządu, że wystarczy ukraść 37,5 proc. depozytów przekraczających wartość 100 tys. euro. Na wszelki wypadek najzamożniejszym zamrożono jednak wówczas dodatkowo 22,5 proc. depozytów, co – jak zauważył dziennik „Cyprus Mail” – było wydarzeniem bez precedensu w burzliwej historii wielkiego kryzysu w strefie euro. (...)
Brutalny eksperyment
Ograbienie depozytariuszy nie było jednak jedynym postawionym warunkiem. Przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego już w marcu wymusili na cypryjskim rządzie zmianę prawa bankowego, a także obietnicę ostrego zaciśnięcia budżetowego pasa.
Europejski Bank Centralny już kilka tygodni temu zaprzeczał w oficjalnym komunikacie doniesieniom o groźbach, jakie miały paść ze strony członka zarządu EBC podczas spotkania z prezydentem Cypru. Według „Die Welt” Jörg Asmussen miał ostrzec głowę cypryjskiego państwa, że jeśli władze w Nikozji nadal będą naciskać w kwestii złagodzenia warunków udzielenia międzynarodowej pożyczki, to wielcy kredytobiorcy zabiorą swoje zabawki (kredyt o łącznej wartości 10 mld euro). „Pan Asmussen nie groził wstrzymaniem programu ESM [Europejskiego Mechanizmu Stabilizującego – przyp. red.] dla Cypru podczas środowego spotkania z prezydentem Cypru” – ogłosił rzecznik Europejskiego Banku Centralnego, cytowany przez dziennik „The Wall Street Journal”.
Jak było naprawdę – nie wiemy. Wiadomo jednak z pewnością, że prezydent Cypru Nikos Anastasiadis pod koniec czerwca ośmielił się publicznie poprosić liderów strefy euro o zmianę warunków bail outu, czyli pakietu ratunkowego. W liście otwartym przekonywał, że jego kraj może nie być w stanie spełnić obecnych warunków, ponieważ uderzają one w cypryjską gospodarkę i system bankowy bardziej, niż było to planowane. „Gospodarka popada w coraz większą recesję, co prowadzi do wzrostu bezrobocia i sprawia, że konsolidacja fiskalna staje się jeszcze trudniejsza” – napisał Anastasiadis do szefów MFW i unijnych instytucji. „Apeluję do was o ponowny przegląd możliwych rozwiązań w celu określenia realnej perspektywy dla Cypru i jego mieszkańców”. (...)
Zdaniem analityków firmy doradczej Ernst & Young w tym roku gospodarka Cypru skurczy się nie o 8,7 proc. – jak w marcu przewidywali eksperci Trojki – ale o co najmniej 10 proc. A to przecież dopiero początek długiej i bolesnej terapii. Eksperci Ernst & Young szacują bowiem, że gospodarka tej śródziemnomorskiej wyspy skurczy się zarówno w przyszłym roku, jak i w latach 2015 i 2016. (...)
Cały artykuł "Wielkie strzyżenie Cypryjczyków" w 28. numerze Do Rzeczy.