Prawo i Sprawiedliwość niespecjalnie celebrowało rocznicę wyborów, które wyniosły partię do władzy. A przecież mogłoby. Po roku u sterów poparcie społeczne wciąż wysokie, a poważnych problemów brak. Od środka nie wszystko jednak wygląda tak dobrze jak na zewnątrz. W rządzie wykrystalizowały się dwie frakcje. I próbują swoich sił. W rządzie Podstawowy podział w rządzie to podział na frakcję ekonomiczną oraz ideologiczną. Do pierwszej zaliczają się głównie wicepremierzy Mateusz Morawiecki i Jarosław Gowin. Druga to premier Beata Szydło i ministrowie od lat związani z PiS. – To dość typowa sytuacja dla rządu. Z jednej strony Morawiecki mówi, że trzeba oszczędności, inwestycji, solidnej gospodarki, a z drugiej strony pani premier i jej ludzie odpowiadają: tak, ale najpierw kwestie polityczne, obietnice wyborcze, to może nam bardziej pomóc, niż zagrozić. I zaczynają się przepychanki – opowiada „Do Rzeczy” jeden z wiceministrów. Na razie najczęściej zwycięsko ze zwarć wychodzi Morawiecki, dzięki silnemu wsparciu Jarosława Kaczyńskiego znacznie wzmacniający swoją pozycję.
Zdaniem naszego rozmówcy z rządowych kręgów konflikty w rządzie wybuchają nie tylko o kwestie planów politycznych. Są też osobiste animozje, które powodują problemy. – Morawieckiego prawie nikt nie lubi, bo koledzy z Rady Ministrów uważają, że „się nosi” i „nie rozmawia” – opowiada. – Ziobro jest wciąż traktowany jako ciało obce, bo niektórzy pamiętają mu rozłam w PiS i zazdroszczą, że dla siebie i swoich ludzi dostał całe ministerstwo. Z kolei Ziobro z jakichś powodów bardzo nie lubi Waszczykowskiego. A ten znów nie przepada za Macierewiczem, bo szef MON przyblokował nominacje dla kilku jego ludzi, m.in. na pełnomocników przy szczycie NATO – dodaje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.