Uważam bowiem, że to nie zwykłym obywatelom RP przydałaby się lekcja ekonomii, lecz rządzącym nimi – niezbyt udanie – politykom. Zwykli Polacy reguły ekonomii wolnorynkowej nie tylko bowiem dobrze sobie przyswoili, lecz także z rosnącą swobodą się nimi na co dzień posługują. W przeciwieństwie do rządzących, czego najlepszym dowodem bezrozumne zadłużanie przez nich naszej ojczyzny.
Wprost znakomitego rozeznania w prawidłach rządzących gospodarką, i to nie tylko polską, dowodzą Polacy od wielu lat, choćby uciekając od naszych, zabójczo wysokich, podatków i składek na ZUS; uciekając nie tam, gdzie pieprz rośnie, lecz wręcz przeciwnie – w precyzyjnie wybrane miejsca, a więc do krajów, gdzie politycy nie tyle nie próbują zedrzeć z podatników skóry, ile wręcz starają się przychylić im nieba.
Dowody świetnej orientacji w zawiłościach ekonomii politycznej dają Polacy, od kilku lat trzymając się z dala – i to tak daleko, jak tylko się da – od naszej Giełdy Papierów Wartościowych. Raz bez skrupułów oszukani przez polityków – nabici przez rząd Platformy i PSL w „akcjonariat obywatelski” – za żadne skarby świata nie chcą teraz choćby grosza ze swych ciężko zarobionych pieniędzy pakować w akcje firm z GPW. Zwłaszcza w sytuacji, gdy do załamania ich cen może dojść dosłownie każdego dnia wskutek wielu spodziewanych działań rządu: likwidacji OFE, nałożenia finansowych obciążeń na kolejne branże (bankowa, handlowa itd.) oraz zmuszenia kolejnych spółek giełdowych – wbrew rachunkowi ekonomicznemu – do dopłacania do bankrutujących kopalń i kupowania firm w ramach polityki repolonizacyjnej.
Polacy dają także dowody niezgorszej orientacji w meandrach naszego życia politycznego, nie dbając przesadnie o swe przyszłe emerytury. Wierutna bzdura? Ależ skąd! W końcu Polacy doskonale wiedzą, bo widzą, że kto jak kto, ale polscy emeryci mogą być całkowicie spokojni o to, iż nieustannie zabijający się o ich głosy wyborcze politycy zedrą z podatników ostatnią koszulę, byle tylko ZUS mógł emerytom co miesiąc doręczyć jak najwyższe świadczenia. Po co więc Polacy mają się starać przez całe życie, po co trudzić, po co oszczędzać (tym bardziej że rząd i tak może im te pieniądze w każdej chwili ukraść tak jak oszczędności z OFE) i odmawiać sobie jakichkolwiek przyjemności, skoro politycy nauczyli ich, że akurat o swe emerytury troszczyć się nie muszą nic a nic? To bowiem oni – politycy – bez cienia skrupułów oskubią innych obywateli, by im je na czas w zębach dostarczono.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.