W naszych niezwyczajnych czasach – obok pięćdziesięciu kilku płci ogłoszonych przez awangardę ludzkości LGBT – objawiła się rzadka dość rasa mężczyzn. Rasa ta wyrośnięta i rozwinięta zgodnie z wiekiem zachowała jednakowoż mentalność rozwydrzonego małolata, któremu wszystko wolno, a przede wszystkim z małpią złośliwością atakować wolno mu sprawy dla innych ludzi święte. Wśród nich jest prominentny, sławiony, czczony i wielbiony (nazywany niekiedy najciekawszym dramaturgiem polskim) Paweł Demirski. Właśnie nakładem Starego Teatru, ostatniej przystani tego geniusza, ukazał się wybór jego dramatów (a w nim „Bitwa Warszawska 1920”, „nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!”, „Triumf woli”, „Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej”, „Jeńczyna”). Gdyby to było 20 lat temu, to nazwałabym je po prostu grafomanią i nawet by mi ręka nie drgnęła, aby o nich pisać. Ale czasy są inne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.