JAKUB KOWALSKI: Przed laty, w czasach fascynacji New Age, uzdrawiał pan ludzi. Jak to się odbywało?
ROBERT TEKIELI: Pomagałem, gdy ktoś potrzebował pomocy. Nie byłem jednak zawodowym bioenergoterapeutą. Działałem, posługując się intuicją: nakładałem ręce i działy się różne rzeczy. Przychodziły do mnie zwierzęta i nastawiały się chorymi częściami ciała. Zgwałcona dziewczyna, która była na granicy samobójstwa, po kilkudziesięciu minutach trzymania przeze mnie rąk na jej głowie, wpadła w stan euforii. Czułem choroby, które mają ludzie – gdy kogoś bolało serce, mnie również bolało. Najprawdopodobniej jednak nie było żadnych uzdrowień.
Dlaczego?
Z mojego doświadczenia wynika, że uzdrowienia bioenergoterapeutów to zazwyczaj tylko przeniesienie objawów. Człowiek przestaje odczuwać chorobę, ale ona ujawni się w innym miejscu: nawet kiedy objawy choroby serca znikną, człowiek za pół roku umrze na wątrobę.
Charyzmatycy potrafią uzdrawiać trwale?
Charyzmatycy nie uzdrawiają, tylko się modlą. Po prostu są osobami, które Bóg wysłuchuje częściej – również w przypadku modlitw o zdrowie. (...)