Luksusowa przystań Tuska
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Luksusowa przystań Tuska

Dodano:   /  Zmieniono: 

Czy ogłuszeni chórem mniejszych i większych propagandowych pluszaków premiera, Polacy potrafią zdobyć się na refleksję, co oznacza naprawdę sławetna szarża, która przynieść miała nam "najważniejszą" funkcję w Europie, sukces na miarę tysiąclecia, czyli sławetne "Habemus praesidentem Europae”, jak zauważył rzeczowo pan na Chobielinie, minister od zajebania PiS, Radosław Sikorski.

Przypomnijmy sobie Hermana Van Rompuya i jego gigantyczny wkład w politykę europejską. Nie przypominamy sobie? A to przecież pierwszy „prezydent” Europy – w rzeczywistości przewodniczący Rady Europejskiej. Nie próbował nawet podmiotowo zaistnieć.
Nie miał takiej możliwości, gdyż stanowisko, które piastował, to wyłącznie świetnie opłacana funkcja organizacyjno-reprezentacyjna. I tak będzie z Tuskiem.

A tu wyobraźmy sobie szefa rządu, nie, nie jednego z najważniejszych, ale jednego z nie tak ważnych krajów Europy, który rezygnuje z realnego rządzenia swoim krajem w zamian za organizowanie spotkań szefów innych krajów. Trudno?

Premier Danii powiedziała, że nie może zrezygnować ze swojej odpowiedzialności za państwo na rzecz stanowiska w Brukseli. Co więc mówią nam wybór Tuska i zachwych jego medialnej klaki, czyli głównych ośrodków opiniotwórczych III RP? Jak traktują nasze państwo? 

Ten spazm zachwytu to stara śpiewka, która odwołuje się do kompleksów niższości Polaków. Wreszcie docenili nas w Europie! No, może nie nas, ale premiera, który nas reprezentuje. A więc za co docenili? Za co ta intratna, trudno ukryć, fucha? Czy za niezależność, forsowanie pol- skiej racji stanu, która siłą rzeczy musi niekiedy ścierać się z racjami stanu innych? 

Wprawdzie rola przewodniczącego Rady Europejskiej nie ma specjalnego znaczenia, ale lepiej obsadzić ją osobą zaufaną i posłuszną. Takie musiały być motywy Angeli Merkel, która w przeciwieństwie do Tuska kieruje się niemiecką, anie europejską "racją stanu". Tę drugą uznaje za tożsamą z pierwszą.

Posada taka, z pewnością jak twierdzi żona Tuska - daje "większy prestiż, lepsze pieniądze i mniej problemów w pracy" niż rządzenie Polską. Ten prestiż to tylko w Polsce, ale reszta?! Za co może ta nagroda ze strony możnych Europy?

Za potakiwanie. Podobno ostatnim tego akordem jest zgoda Tuska na traktowanie Polaków jako drugiej kategorii mieszkańców Wielkiej Brytanii. 

Na przykładzie tym w całej krasie oglądać możemy korupcyjny wpływ mechanizmów unijnych na słabszych polityków słabszych krajów. Ich wysiłki koncentrują się nie na interesie swojego państwa, ale na prywatnej karierze, która w przypadku UE oznacza przypodobanie się możniejszym. To oni rozdzielają europejskie frukta, a tak łatwo służalczość uzasadnić „europejskim interesem”.

Płynąc w głównym nurcie, Tusk dopłynął do swojej luksusowej przystani. Pogratulować. 

Cały wywiad opublikowany jest w 37/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także