Wildstein w „Do Rzeczy”: jestem Polakiem, pomagam Ukrainie

Wildstein w „Do Rzeczy”: jestem Polakiem, pomagam Ukrainie

Dodano:   /  Zmieniono: 
dorzeczy- slider wildstein
dorzeczy- slider wildstein
To, co się dzieje na Ukrainie, powinno budzić podziw i solidarność Polaków. Ukraińcy, narażając się na największe ryzyko, podjęli walkę o elementarne ludzkie sprawy - wolność, godność, uczciwość. Jestem Polakiem, pomagam Ukrainie - pisze w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”. Ponadto w nowym „Do Rzeczy”: Piotr Semka o tym, jak Bronisław Komorowski buduje swoją siłę, Terlikowski, Gmyz, Cenckiewicz i Woyciechowski o sprawie prof. Kieżuna, właściciel browaru Ciechan o tym, dlaczego nie boi się konsekwencji swoich emocjonalnych słów, a trener polskich siatkarzy o tym, czy czuje się Polakiem.

 Wojna między Rosją a Ukrainą ma dla Polski fundamentalne znaczenie. Można wprawdzie chować głowę w piasek i opowiadać idiotyzmy, że „nasza chata z kraja”, sprawa nas nie dotyczy i nie powinniśmy się mieszać, ale w niczym nie poprawi to naszego bezpieczeństwa ani nie oddali od nas moskiewskiego zagrożenia - pisze w nowym „Do Rzeczy” Bronisław Wildstein. I dodaje, że Putin postanowił odbudować imperium i odzyskać dawną strefę wpływów, odwołując się przy tym jednocześnie do dwóch tradycji: sowieckiej i carskiej. Polska uzależniona była od tych dwóch form imperializmu, z wyjątkiem krótkiego interwału międzywojennego dwudziestolecia - przypomina publicysta. Podkreśla, że dzisiaj wyznacznikiem polityki polskich władz jest charakterystyczna dla establishmentu III RP mikromania, która przeczy zapewnieniom o wyjątkowym znaczeniu, jakie Polska osiągnęła podobno pod ich rządami. Zgodnie z tym podejściem nie stać nas na niezależną politykę i dlatego powinniśmy „płynąć w głównym nurcie”, który wyznaczają europejskie potęgi. Takie wyrzeczenie się suwerenności w polityce międzynarodowej oznacza po prostu kapitulację. A przecież jesteśmy w stanie prowadzić niezależną politykę, jesteśmy nawet zdolni wpływać na  politykę UE (…) - pisze Wildstein. Jego zdaniem, w  obecnym stanie rzeczy nie jesteśmy skazani na bierność. Powinniśmy robić wszystko, aby wspomóc Kijów w jego samotnej dziś walce. Od tego zależą również nasze przyszłe losy - pisze w „Do Rzeczy” Bronisław Wildstein.

Z kolei Piotr Semka zauważa, że prezydent wykorzystał chwilową próżnię po odejściu Donalda Tuska z krajowej polityki i umacnia swoją pozycję. Donald Tusk bardzo szybko zostanie wypłukany z polityki krajowej. Jak się nie jest w grze, tu w środku, to przestaje się liczyć - przytacza Semka opinię Ludwika Dorna. Co prawda respekt przed „Wielkim Donaldem” jest w Platformie Obywatelskiej wciąż tak silny, że tego typu opinie łatwo przychodzą tylko ludziom spoza twardego jądra partii, jednak coraz liczniejsi chłodno kalkulują, że prezydent wygra łatwo wybory w 2015 r. i przez najbliższe sześć lat będzie głównym rozgrywającym polskiej sceny politycznej. Prezydent Komorowski od momentu nominacji Tuska na stanowisko w Brukseli mówi innym tonem. Ocenia, jedne rzeczy odradza, inne chwali, a przede wszystkim wyraża jasno swoje życzenia. Chce raz na zawsze wyprzeć z pamięci kpiny z żyrandola i przywrócić pozycję prezydenta z epoki Lecha Wałęsy czy Aleksandra Kwaśniewskiego – pisze Semka. I podkreśla, że Bronisław Komorowski ma zawsze na podorędziu szantaż: musicie mnie popierać, bo bez efektownej wygranej w wyborach prezydenckich wiosną 2015 r. możecie przegrać wybory parlamentarne jesienią. Więcej - w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.

„Do Rzeczy” wraca także do tematu swojej publikacji sprzed tygodnia. Nie mam i nigdy nie miałem wątpliwości co do tego, że lustracja powinna zostać przeprowadzona i że mamy prawo wiedzieć o publicznych, politycznych oraz życiowych wyborach osób, które funkcjonują w przestrzeni publicznej albo uchodzą (bądź chcą uchodzić) za autorytety. Historycy powinni opisywać i przedstawiać historię naszego narodu oraz szukać prawdy (a ta oznacza po prostu zgodność z faktami) na temat postaci, które są dla niej ważne - pisze w tygodniku Tomasz Terlikowski. I dodaje, że tworzenie mitów czy ich obrona, choć także mają znaczenie w życiu narodu i państwa, nie powinny rzutować na pracę historyków. Zastosowanie tych kilku zasad do sprawy prof. Witolda Kieżuna w zasadzie powinno rozstrzygnąć sprawę i sprawić, że będę całym sercem po stronie Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego... - dodaje. - … A jednak tak nie było. (…) Rozum podpowiadał, że nie ma innej drogi, że trzeba pisać prawdę, ale emocje, a także czysty pragmatyzm ostrzegały przed zbyt jednoznacznymi rozstrzygnięciami. Dlaczego? Więcej w nowym „Do Rzeczy”.

Przeszłość nie jest nigdy całkiem przeszła. Po latach wychodzi na światło dzienne jakaś na wpół zapomniana sprawa, którą człowiek uczynił w młodych latach. Może żyje gdzieś twoje własne dziecko i dojrzewa przy innym ojcu. Albo jest gdzieś teczka, która także dojrzewa. A ty mogłeś nie mieć o tym pojęcia  - pisał w 1998 r. Timothy Garton Ash w książce „Teczka. Historia osobista”, a jego cytat w „Do Rzeczy” przywołuje Cezary Gmyz. I przypomina, że spór o lustrację swoje apogeum osiągnął przy książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa”. Ale siła sporu po publikacji „Do Rzeczy” jest jeszcze większa. Tym razem nie jest to konflikt między środowiskami, których symbolem jest „Gazeta Wyborcza”, a środowiskami patriotyczno-konserwatywnymi. Dzieli on środowisko prawicowe. Co dla mnie najciekawsze - krytycy publikacji „Do Rzeczy”, zwalczając przeciwników, sięgają po ten sam zestaw argumentów, którymi przy okazji publikacji „SB a Lech Wałęsa” posługiwały się środowiska bliskie Adamowi Michnikowi - pisze w tygodniku Gmyz.

Autorzy kontrowersyjnej publikacji, Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, podkreślają, że w reakcji na ich tekst część opinii publicznej wpadła w histerię protestu. Zamknięcie się na rzeczową i logiczną  dyskusję, odmowa wiedzy i pogarda wobec ujawnionych faktów, kwestionowanie wartości poznawczej esbeckich źródeł i relatywizacja zakresu ujawnionej współpracy, a nierzadko też zła wola i chamskie obrzucanie obelgami stały się w ostatnim tygodniu normą zachowania naszych krytyków - piszą publicyści „Do Rzeczy”. I dodają, że w tej histerii i szaleństwie są zapewne spore pokłady rozczarowania oraz zawodu związanego ze społecznym zapotrzebowaniem na bohatera, który łączyłby heroizm z okresu II wojny światowej i powojenny antykomunizm z kompetencją krytyki systemu III RP oraz „złodziejskiej prywatyzacji”, naukowym uznaniem, znajomością języków obcych i obyciem na Zachodzie. W tę wizję i prawicowe zapotrzebowanie, z charakterystycznie wziętym w nawias okresem aktywności w PRL, wpasował się zaledwie przed kilkoma laty właśnie Witold Kieżun - zauważają Cenckiewicz i Woyciechowski. Więcej o sprawie prof. Kieżuna - w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z Markiem Jakubiakiem, właścicielem browaru Ciechan, który napisał na Facebooku do boksera Dariusza Michalczewskiego, że życzy mu „mamusi z fujarką”. Staliśmy się ofiarami czytania tylko tytułów. W Internecie zobaczyłem, że pan Michalczewski poparł możliwość adoptowania dzieci przez pary homoseksualne. Poczułem się tym zdegustowany, strasznie się zdenerwowałem i stąd emocje w tym wpisie. Po jakimś czasie minęły i wpis skasowałem, bo uznałem, że forma była za ostra i mogłem zrobić to delikatniej. Pan Michalczewski tego nawet nie zauważył, bo komentarz na prywatnym profilu przeczytało może 100 osób - opowiada Jakubiak. I dodaje, że zawodowo zajmuję się innymi rzeczami i takie komentowanie jest mu obce. Podkreśla, że przeprosił Michalczewskiego za emocjonalny wpis. Czy nie boi się kłopotów? Za zaborów było powiedzenie: „Ciszej budziesz, dalsze jedziesz”. Zaboru jednak nie ma, jestem Polakiem w swojej ojczyźnie i jeśli miałbym się bać, to na pewno żadnego interesu nie zrobię. Biznes jest dla ludzi odważnych, ukrywanie własnych poglądów do niczego nie prowadzi - mówi. Rozmowa z właścicielem Ciechana - w nowym „Do Rzeczy”.

W nowym „Do Rzeczy” również rozmowa z trenerem, którego przed tygodniem pokochali Polacy. Czy on sam czuje się Polakiem? Jestem Polakiem, jeśli chodzi o siatkówkę. Tutaj jestem zupełnie Polakiem, w polskiej lidze gram już od wielu lat, jestem selekcjonerem reprezentacji. Urodziłem się we Francji, jestem Francuzem, francuski to mój język ojczysty, ale Polska to kraj, w którym żyję z moją rodziną. Moje dzieci chodzą do polskich szkół - podkreśla Stephane Antiga, trener złotych polskich siatkarzy. O zmianach w kadrze przed mistrzostwami mówi krótko: To były decyzje, o których długo myślałem. To był też mój trenerski instynkt. Wziąłem pod uwagę to, jaką siatkówkę chcę grać, jaką grupę chcę zbudować. Wiedziałem, że to nie są łatwe decyzje, ale chciałem być szczery wobec siebie i wobec drużyny. Wywiad ze Stephanem Antigą - na łamach „Do Rzeczy”.  
 
Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 29 września 2014. E-wydanie będzie dostępne u dystrybutorów prasy elektronicznej. Tygodnik „Do Rzeczy” to tytuł kierowany przez Pawła Lisickiego. Jest pismem konserwatywno-liberalnym. Na łamach tygodnika publikują m.in. Piotr Semka, Rafał A. Ziemkiewicz, Cezary Gmyz, Waldemar Łysiak, Bronisław Wildstein.

Czytaj także