Dzieje Związku Sowieckiego były jednym wielkim pasmem bestialskich zbrodni. Ludobójstwo było i jest wpisane w chorą komunistyczną ideologię. W całych dziejach ludzkości żaden system nie zniewolił ludzi na tak masową skalę. A mimo to – nawet jak na sowieckie standardy – Wielki Głód jest zbrodnią wręcz niewyobrażalną. W imię utopijnych eksperymentów Stalin eksterminował miliony chłopów. Mężczyzn, kobiet, dzieci. Ich jedyną zbrodnią było przywiązanie do ziemi.
Do dziś nie wiadomo, ilu ludzi pochłonęła ta katastrofa. Część badaczy liczbę ofiar szacuje na 5 mln, inni podnoszą ją nawet dwukrotnie. A dotyczy to tylko sowieckiej Ukrainy. Bolszewicy tymczasem mordowali ludzi za pomocą głodu również w innych częściach swojego imperium. Na północnym Kaukazie, w Kazachstanie, na Powołżu, w Uralu i na Syberii Zachodniej. Na przełomie lat 20. i 30. wszystkie te tereny zamieniły się w wielkie pola śmierci.
Ofiarą ludobójstwa padli także Polacy. Na początku lat 30. na terenie sowieckiej Ukrainy mieszkało ich ponad 600 tys. Wielkiego Głodu nie przetrwało 60 tys. naszych rodaków. Społeczność ta została więc zdziesiątkowana. Mimo tak kolosalnych strat i niezwykłej drastyczności tej sowieckiej zbrodni przeciwko naszym rodakom została ona całkowicie zapomniana. Zdecydowana większość Polaków nigdy o niej nie słyszała.
Najnowszy numer „Historii Do Rzeczy” jest próbą przypomnienia o tej straszliwej gehennie Polaków ze Wschodu. Jej ofiarom należy się nasza wieczna pamięć. A sprawcom – wieczne potępienie.