Wydłuża się lista rzeczy, których na pewno nie zrobił niedawny szef naszego rządu, a wkrótce przewodniczący Rady Europejskiej. I na niezrobienie których przez niego mamy jego słowo, czyli – jak rozumiem – słowo honoru.
Od dobrych kilku dni wiemy na przykład – rzecz jasna, od Donalda Tuska – że nie odbył on z Władimirem Putinem rozmowy (jej treść w słynnym wywiadzie dla Politico ujawnił Radosław Sikorski), podczas której ówczesny prezydent Rosji miał zaoferować Polsce Lwów w zamian za wspólną napaść na Ukrainę.
Z kolei kilka miesięcy wcześniej Tusk solennie zapewnił, że nie posłał swego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza na rozmowę z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką w celu ustalenia strategii, która utrudniłaby powrót do władzy opozycyjnemu Prawu i Sprawiedliwości oraz pomogłaby się przy niej utrzymać Platformie Obywatelskiej. Nie posłał więc Tusk swego ministra po to, by ustalił, czego szef NBP oczekuje za dodrukowanie – w stosownym momencie – złotówek, a potem nie wypełniał, wraz ze swym rządem, przyjętych na tym spotkaniu ustaleń, mimo że były one realizowane, i to punkt po punkcie. O czym nietrudno się przekonać, porównując treść podsłuchanej rozmowy z kolejnymi działaniami rządu.
Wiemy również – od Tuska, a jakże! – że po katastrofie w Smoleńsku, w której zginęli prezydent RP z małżonką i 94 innych prominentnych Polaków, nie prowadził on z Putinem żadnych rozmów, których mógłby się wstydzić, mimo że jego podwładni jak lwy bronili w sądach decyzji o zakazaniu opinii publicznej dostępu do notatek z tych rozmów.
Przy czym, o ile na przykład w sprawie nieposłania Sienkiewicza na rozmowę z Belką Donald Tusk, nowy szef Rady Europejskiej, rzecz jasna wyłącznie w przypadku, gdyby w tej sprawie skłamał, znajdowałby się w mocno niekomfortowej sytuacji w stosunku do „tylko” Bartłomieja Sienkiewicza, o tyle w przypadku rozmów z Putinem, choćby tej rozmowy, podczas której miała paść propozycja wspólnego rozbioru Ukrainy, sprawa jest dużo poważniejsza. Gdyby bowiem, co oczywiście niemożliwe, zważywszy na legendarną prawdomówność byłego premiera, Tusk w tej sprawie skłamał, to byłby dziś w mocno niekomfortowej sytuacji wobec Władimira Putina, zwłaszcza gdyby ten dysponował dowodami na mijanie się przez Tuska z prawdą. A to już nie przelewki. Nie przelewki dla Tuska, ale też – w konsekwencji – dla nas.