Islamiści wymordowali w Paryżu redakcję pisma. Warto to sobie wyobrazić. Zabitych ludzi i zniszczoną instytucję. I strach. Jeśli w środku Paryża, w najbardziej wydawałoby się strzeżonej redakcji, której siedziba już raz została podpalona i która ciągle otrzymywała najpoważniejsze groźby, jeśli więc można w biały dzień zabić wszystkich członków kolegium redakcyjnego takiego pisma, to w odczuciu zwykłego mieszkańca zachodniej Europy, w tym także dziennikarza, narażanie się muzułmanom staje się śmiertelnym zagrożeniem. Ilu więc stać będzie na to, aby – nie, nie kpić, ale choćby bardziej zdecydowanie wystąpić przeciw ich żądaniom albo tylko skrytykować islam?
Obawiam się, że zamach na „Charlie Hebdo” odniesie zamierzony skutek, to znaczy zastraszy społeczeństwa europejskie. Widzimy tego coraz dalej idące przejawy, tak jak coraz dalej posuwają się akty terroru islamistycznego. Od uderzania w pojedyncze osoby czy ślepych zamachów, w którym chodziło o zabicie maksymalnej liczby przypadkowych ludzi, do uderzenia w instytucje, które uznawane są za wrogie. Odruchowe masowe protesty przeciw morderstwom nie oznaczają odrodzenia się odwagi. Medialne tytuły, które deklarują, że największą tragedią byłoby obudzenie przez masakrę islamofobii, dowodzą duchowego paraliżu opiniotwórczych środowisk Europy.
Nigdy nie lubiłem „Charlie Hebdo”, chociaż jako przybysz z komunistycznego gułagu byłem nim pierwotnie zafascynowany. Pismo było punktem dojścia ikonoklastycznej kultury karnawału. W Polsce do pewnego stopnia wzorowało się na nim „Nie”. Były to jednak radykalnie odmienne projekty. Urban zużytkował formę „Charlie Hebdo”, aby za jej pomocą robić postkomunistyczną propagandówkę. Paryski brukowiec szydził jednakowo ze wszystkich: z prawicy i lewicy, z katolików, żydów i muzułmanów, religii i politycznej poprawności, rodziny i homoseksualistów. Problemem nie jest to, że istnieją takie pisma, tak jak karnawał nie zaburza całorocznego porządku; zagrożenie pojawia się wówczas, gdy margines staje się normą i naruszone zostają fundamentalne hierarchie.
„Charlie Hebdo” uczestniczył w dewastacji europejskiej cywilizacji i współtworzył nihilistyczny prąd, który czyni ją bezbronną. Jeśli kultury są sobie równe, to dlaczego dominować ma europejska wolność, a nie szariat, zgodnie z którym za żarty z religii czy odstępstwo od niej płaci się życiem?
Rozważanie win ofiar, zwłaszcza świeżych, zawsze ma w sobie coś niewłaściwego. Dzisiaj należy się zastanowić, czy możliwa jest wojna domowa w Europie i czy nie mamy do czynienia z jej pierwszym aktem. Wydaje się to sformułowaniem na wyrost, ale rozłożone na raty samobójstwo europejskiej cywilizacji każe pytać: Do czego mają się asymilować muzułmańscy przybysze? Tym mocniej odwoływać się będą do swojej tożsamości, im głębszy będzie kryzys kultury europejskiej. Konsekwencje tego okazują się piorunujące.