Drwiny z Magdaleny Ogórek są przedwczesne. Nie jest ona skazana na widowiskową katastrofę. Jej obecność może przynieść daleko idące konsekwencje dla całej polskiej polityki.
Oczywiście nie jest ona demiurgiem ani samodzielnym bytem politycznym. Jest kreacją Leszka Millera i jeszcze jednego Leszka – posła Aleksandrzaka, nieefektownego SLD-owskiego działacza z Kalisza. Jednak pojawienie się Magdaleny Ogórek, jedynej kobiety kandydującej w wyborach prezydenckich, na dodatek o dość nietypowej w tym „konkursie” aparycji, może wywołać nieoczekiwane procesy.
Pierwszy sondaż dał jej sześć punktów poparcia. I to mimo bardzo niskiej początkowej rozpoznawalności. Kierownictwo SLD obstawiało, że Ogórek na początek dostanie jakieś 2 proc. Czyli tyle, ile w 2010 r. na samym starcie miał Grzegorz Napieralski. A tu sześć – kilka razy więcej, niż ma znienawidzony w SLD Janusz Palikot. (…)