Władysław Bartoszewski był chyba najstarszym czynnym politykiem na świecie. Wciąż aktywni Szymon Peres i Henry Kissinger (rocznik 1923) urodzili się rok później. Starszy jest tylko Helmut Schmidt (ur. w 1918 r.) wciąż żywo komentujący niemiecką politykę. Żaden z nich jednak nie pełni od dawna stanowisk w rządach swoich państw. A Bartoszewski jeszcze w dniu śmierci przygotowywał się do wizyty Angeli Merkel w Warszawie. (…)
Dla mnie lata 2007–2015 to okres, w którym zachowałem poprawne kontakty z profesorem. Nie zachwycała go moja obrona idei IV RP, ale też parę razy dał mi do zrozumienia, że czytał moje artykuły o polityce historycznej Polaków i Niemców. Pół roku temu pan profesor przekazał mi wszystkie swoje wywiady o działalności w powojennym „Dzienniku Ludowym” i PSL. Miały mi pomóc w przygotowaniu się do wywiadu z profesorem do mojej książki o powojennym oporze Polaków. Nie udało nam się porozmawiać. Terminy spotkania profesor wciąż odkładał. 19 lutego po raz ostatni złożyłem Władysławowi Bartoszewskiemu urodzinowe życzenia "dwustu lat".
Bez apetytu na życie Bartoszewski nie przetrwałby Oświęcimia, powstania i stalinowskiego więzienia. Bez niego nie wyrwałby się z marazmu, w jaki popadło wielu AK-owców z jego pokolenia. Ten apetyt pchnął go w ostatnich latach ku silnej politycznej afiliacji i niepotrzebnym słownym szarżom. Patrząc jednak na cały życiorys profesora, te ostatnie lata nie są w nim najważniejsze. „Ludzi trzeba brać takimi, jakimi są, bo innych nie ma” – mawiał kanclerz RFN Konrad Adenauer. Warto przypomnieć te słowa dziś, gdy wspomnienia o profesorze są nadmiernie lukrowane. (…)