Jeb Bush wybrał się do Niemiec, Polski i Estonii, by pokazać, że zna się na sprawach zagranicznych (choć zna się raczej tylko na Ameryce Łacińskiej) i podkreślić, że będzie twardo bronił interesów USA oraz jej sojuszników w Europie.
Zestaw stolic, które odwiedził republikański kandydat na prezydenta, był znaczący: Niemcy to najważniejszy kraj w tej części świata oraz swoisty „pośrednik” Zachodu w rozmowach z Moskwą. Polska i Estonia to z kolei dwa kraje szczególnie zaniepokojone agresywną postawą Kremla. Bush wystąpił najpierw na konferencji, zorganizowanej przez niemiecką CDU, gdzie wypowiadał się w ostrych słowach o Putinie. Nazwał go „bezwzględnym pragmatykiem” i stwierdził, że jego „kroki nie powinny pozostać bez odpowiedzi”. Wcześniej ogłosił, że jest zwolennikiem rozmieszczenia wojsk USA w Polsce i krajach bałtyckich. Bush wie, że dyplomacja będzie miała w najbliższej kampanii większą wagę niż podczas poprzednich wyborów. Zwłaszcza że jego rywalką będzie zapewne Hillary Clinton, była sekretarz stanu, utożsamiana ze zbyt „miękką” – zdaniem konserwatystów – postawą Obamy nie tylko wobec Rosji, lecz także Chin i Iranu.
W Polsce Bush rozmawiał między innymi z Andrzejem Dudą. Spotkanie z prezydentem elektem było pewnie ciekawym doświadczeniem dla obu panów. Trzeba mieć nadzieję, że Duda zachowa chłodną głowę i nie rzuci się w objęcia Busha, zanim ten nie zacznie rozdawać kart w Białym Domu. PiS zawsze podkreślał, że bliżej mu do republikanów, ale niewykluczone, że trzeba będzie się układać z demokratami. Wobec pani Clinton także warto zachować kilka miłych słów.