Nr 19.: tęczowy atak na rodzinę

Nr 19.: tęczowy atak na rodzinę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nr 19.: tęczowy atak na rodzinę
Nr 19.: tęczowy atak na rodzinę 

W dziedzinie globalnej rewolucji seksualnej z Polską nie jest najlepiej. Ku rozpaczy środowisk liberalnych i feministek, wciąż mocno odstajemy od ich modelu docelowego. W najnowszym numerze tygodnika „Do Reczy” – czy grozi nam tęczowa rewolucja?

Ponadto: jak feministki zawłaszczyły słowo „gender”, czy premier jest jednym z nas i dlaczego trzeba mówić głośno i ekspresywnie, o co chodzi władzom TVP, czyim świętem jest czwarty czerwca i czy tzw. salon nadal zasługuje na to określenie. A także powieść w odcinkach Marcina Wolskiego oraz Cezary Gmyz o kuchni kobiecej i męskiej.

1. Polskie społeczeństwo jest zbyt mocno zakorzenione w tradycji, zbyt poważnie podchodzi do religii, jest niewystarczająco postępowe albo zbyt mało pracuje nad sobą. To oczywiście ironia, choć feministki recytowałyby to z powagą, dorzucając jeszcze do tej listy negatywną rolę Kościoła i patriarchalizm – piszą w „Do Rzeczy” Kamila Baranowska i Wojciech Wybranowski.

Ich zdaniem, feministkom ma pomóc ideologia gender. Jak podkreślają publicyści tygodnika Pawła Lisickiego, tego terminu używa się dziś do mówienia o płci kulturowej, którą odróżnia się od tej biologicznej. Ideolodzy gender prowadzą dociekania na temat ról, które płci przypisuje kultura. Przekonują, że to ona narzuca zachowania kobietom i mężczyznom, choćby macierzyństwo. Genderyści wieszczą, że można się z tego wyzwolić i niezależnie od biologicznej płci wybrać płeć kulturową. Genderowa propaganda szerzy się już w mediach, kulturze, na uniwersytetach. Niedługo może zawitać także do przedszkoli – ostrzegają dziennikarze. Czy grozi nam tęczowa rewolucja?

A co dokładnie oznacza słowo „gender” – o to Cezary Sękalski pyta niemiecką socjolog i pisarkę Gabriele Kuby. To pochodzące z języka angielskiego słowo, które do lat 60. XX w. służyło wyłącznie do określania gramatycznego rodzaju rzeczownika, zostało przejęte przez feministki podczas Światowej Konferencji Kobiet w Pekinie w 1995 r. i miało zastąpić słowo „sex”, oznaczające płeć. Zamiarem osób wprowadzających do obiegu pojęcie „gender” były wypieranie i likwidacja pojęcia dwóch płci. Ideologia ta mówi nam bowiem, że mamy więcej niż dwie płcie. Słowo „gender” miało sugerować możliwość swobodnego spośród nich.

2. Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z kobietą, której język jest daleki od politycznej poprawności. Poseł Krystyna Pawłowicz swoje niedawne wystąpienie telewizyjne komentuje krótko:

- Być może mam taki nadmiernie ekspresyjny sposób przekonywania. Z pewnością lepiej mówić cicho oraz spokojnie i wyglądać jak pan Magierowski, czyli na osobę, która ma argumenty, ale nie to złoto, co się świeci. Czasami osoby z ekspresją też mają rację. Dodaje, że jej zdaniem wyjaskrawianie pewnych spraw i pokazywanie dwubiegunowości problemów jest zaletą edukacyjną w relacjach - mówi Mariuszowi Staniszewskiemu poseł PiS. Ocenia też, że premier nie zachowuje się jak typowy Polak.

- Nie współczuje z większością społeczeństwa, dla którego to, co polskie, jest ważne. Nie szanuje tradycji – nie uczestniczy na przykład w mszach z okazji wielkich uroczystości państwowych. (…) Premier nie czuje Polski, jakby nie był jednym z nas – podkreśla Krystyna Pawłowicz w wywiadzie dla „Do Rzeczy”.

3. W „Do Rzeczy” również o rewolucji w Telewizji Publicznej. Coraz mniej osób wierzy w to, że działania kierownictwa telewizji mają na celu jej ratowanie. Coraz więcej zastanawia się, czy nie chodzi o prywatyzację i przejęcie majątku telewizji. Bo jak inaczej nazwać to, że 550 newralgicznych pracowników: dziennikarzy, operatorów, montażystów chce się wypchnąć do zewnętrznej, prywatnej firmy? To jest prywatyzacja – mówi jeden z wysoko postawionych pracowników TVP. Ale „prywatyzacja” to słowo dziś w telewizji zakazane. Podobnie jak „zwolnienia grupowe”. Kierownictwo woli mówić o „restrukturyzacji” i „możliwościach rozwoju poza firmą”. Czy to „Skok na TVP” – o tym w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.

4. W najnowszym „Do Rzeczy” nie zabraknie też 4 czerwca 1989 r. To przełomowa data w historii Polski. Nigdy w sposób tak ostentacyjny i wymierny Polacy nie odrzucili komunizmu. Skala zwycięstwa oszołomiła opozycję, czyli „Solidarność”, i sparaliżowała władzę. To, co nadeszło później, czyli powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego i upadek PRL, było konsekwencją totalnie przegranych przez komunistów wyborów. Czy propozycja PO, aby uczynić z rocznicy tego wydarzenia narodowe święto, jest więc bezdyskusyjna? Oczywiście nie. Ale nie z powodu tego, co stało się wówczas, a dlatego, że opozycja nie tylko nie potrafiła wykorzystać wyborczego zwycięstwa, ale dodatkowo uwikłała się w mętną operację wspierania władzy, lękając się jej reakcji, a więc kolejnego stanu wojennego i przywrócenia status quo ante. Czy 4 czerwca to święto Polaków czy III RP w „Do Rzeczy” pisze Bronisław Wildstein.

5. A Rafał Ziemkiewicz z kolei dzieli się z czytelnikami refleksją na temat salonu, a raczej tego, co kiedyś salonem nazywano. Kogo by tu zaprosić do kolejnego programu TVN24, by przekonał społeczeństwo, że Polska jest w rękach ludzi mądrych i poważanych, że środowiska wspierające władzę zasługują na szacunek, w przeciwieństwie do środowisk opozycyjnych? Zaczyna to być coraz większy problem. Nie dlatego, że brakuje chętnych – szeroko pojęta władza wciąż jeszcze ma czym wynagradzać. Kłopot jest z jakością. Opozycyjni publicyści wciąż z przyzwyczajenia używają słowa „salon”, ale do oddanych projektowi III RP środowisk intelektualnych i artystycznych pasuje ono coraz mniej. Czasy, gdy standard pomagdalenkowej elity wyznaczali ludzie tacy jak Geremek, Miłosz, Turowicz czy ks. Tischner, minęły bezpowrotnie – konstatuje publicysta „Do Rzeczy”.

6. W „Do Rzeczy” również pierwszy odcinek powieści Marcina Wolskiego. „7.27 do Smoleńska”. Jak zaznacza autor – wszystkie postacie, zdarzenia i hipotezy są wyłącznym dziełem wyobraźni autora, co nie znaczy, że część z nich nie mogła zaistnieć w rzeczywistości.

„Dla uspokojenia włączył radio. Odezwała się jakaś polska stacja. Mówiono o rocznicowych uroczystościach w Katyniu, przed dwoma dniami bawił tam premier Polski razem z premierem Rosji, teraz miał rządowym tupolewem przylecieć polski prezydent. „Ten nacjonalistyczny awanturnik!” – jak go określano(…) Tylko 38 kilometrów i znajdzie się w Zjednoczonej Europie, w kraju należącym do NATO. Bez granic celnych, bez kontroli... Szczęśliwym trafem miał przy sobie paszport z niewykorzystaną polską wizą i dwie karty kredytowe ze sporym limitem. Rzucił okiem na zegarek. Za 24 godziny samolot prezydenta Polski powinien lądować w Smoleńsku.”

Kolejne odcinki – w kolejnych numerach tygodnika.

7. W „Do Rzeczy” także Cezary Gmyz oraz mężczyźni i kobiety w kuchni. Kuchnia domowa w Polsce, ale też na świecie, pozostaje niepodzielną domeną kobiet. Nie czarujmy się. Większość męskiej populacji stanie przy kuchni za garami uważa za zajęcie niegodne prawdziwego mężczyzny (…) Jednym z nielicznych wyjątków od reguły męskiej niechęci do gotowania pozostaje instynkt pierwotny. Mniej lub bardziej ujarzmiony ogień u większości facetów wzbudza fascynację na ogół obcą kobietom. I nie chodzi tu bynajmniej o kuchenkę gazową czy elektryczną płytę. Tym, co naprawdę wzbudza w mężczyznach żądzę gotowania, jest żywy, pierwotny ogień i żar. Ognisko lub – w bardziej strywializowanej formie – ruszt zwany u nas najczęściej grillem. O tym, jak różnica płci wygląda od kuchni – w najnowszym „Do Rzeczy”.

Czytaj także