Pacjenci i eksperci oczekują na zmiany w sposobie odczulania alergii na jad owadów
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Pacjenci i eksperci oczekują na zmiany w sposobie odczulania alergii na jad owadów

Dodano: 
Osa
Osa Źródło:Pixabay
Osoby, które miały ciężką reakcję alergiczną po użądleniu przez pszczołę, osę, szerszenia, powinny się odczulać, gdyż grozi im wstrząs anafilaktyczny, a nawet zgon po ponownym użądleniu. Odczulanie w wielu przypadkach mogłoby odbywać się w przychodni, nie w szpitalu: mówią eksperci.

– Nawet do 8 proc. osób dorosłych ma reakcję uogólnioną, po użądleniu przez owady błonkoskrzydłe. Pacjenci, którzy mieli ciężką reakcję alergiczną tj. wstrząs anafilaktyczny, najczęściej żyją w lęku, obawiają się nawet wyjść na spacer w sezonie, gdy owady są aktywne – podkreśla prof. Marek Jutel, prezydent Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (EAACI). Osoba, która przeżyła ciężką alergiczną reakcję uogólnioną, zawsze powinna mieć przy sobie leki, które może sama natychmiast podać w przypadku użądlenia (w tym adrenalinę). Jeśli reakcja była silna, a testy alergiczne potwierdzą, że to reakcja IgE-zależna z powodu uczulenia na jady owadów, powinna się odczulać.

Odczulanie (immunoterapia) to w przypadku uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych (najczęściej osy, pszczoły, szerszenia) bardzo skuteczna metoda leczenia. Wiąże się jednak z koniecznością wizyt u lekarza co kilka tygodni nawet przez 5 lat (a u niektórych pacjentów z rzadkimi chorobami, np. mastocytozą nawet przez całe życie). Warto się jednak na to zdecydować, gdyż w przypadku reakcji anafilaktycznej można nie zdążyć podać sobie adrenaliny (statystyki pokazują, że w Polsce kilkadziesiąt osób umiera co roku z powodu reakcji anafilaktycznej po użądleniu owadów, choć na pewno te dane są zaniżone).

Nie tylko w szpitalu

W Polsce odczulanie alergii na jady owady błonkoskrzydłych - w odróżnieniu od innych alergii - prowadzi się tylko w szpitalach. Kiedyś było to uzasadnione, gdyż zdarzały się poważne reakcje systemowe przy prowadzeniu odczulania. Obecnie są już dostępne bezpieczniejsze preparaty, typu depot, z których alergen uwalnia się wolno (w odróżnieniu od preparatów wodnych, z których uwalnia się szybko, stąd ryzyko poważnej reakcji). Są też bezpieczne schematy odczulania, które można stosować w przychodniach, pod warunkiem, że zajmują się tym doświadczeni lekarze. Tak dzieje się w wielu krajach Europy. - W Austrii 10-20 lat temu większość pacjentów była odczulania w szpitalach, potem jednak okazało się, że są dużo bezpieczniejsze preparaty, a my mamy za mało miejsc w szpitalach, zaś taki tryb leczenia jest bardzo kosztowny. Obecnie odczulamy w szpitalu, gdy jest to konieczne, a jeśli nie, to robimy to w poradniach alergologicznych – mówi prof. Gunter Sturm, przewodniczący Grupy Roboczej ds. Nadwrażliwości na Jad Owadów Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (EAACI). Podobnie jest w wielu innych krajach, m.in. w Szwajcarii, Niemczech, Słowacji. Decyzję o tym, gdzie pacjent jest odczulany, podejmuje wspólnie z nim lekarz. – Bezpieczeństwo terapii w dużej mierze zależy od doświadczenia lekarza, właściwej kwalifikacji pacjenta, doboru preparatu i właściwego protokołu leczenia. Odczulanie w przychodniach, przy użyciu preparatów typu depot, może być tak samo bezpieczne jak odczulanie innych alergenów, np. roztoczy kurzu domowego czy pyłków roślin. Warunkiem jest oczywiście doświadczenie lekarza – mówi prof. Krzysztof Kowal, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Swoistej Polskiego Towarzystwa Alergologicznego.

Wygodniej dla pacjenta, taniej dla NFZ

W Polsce odczulanie jadów owadów jest prowadzone u ok. 2-3 tys. pacjentów rocznie: zdaniem ekspertów to tylko niewielka część tych, którzy powinni być poddani takiej terapii. Pacjentów zniechęca konieczność dojeżdżania przez kilka lat, co kilka tygodni, do ośrodków szpitalnych, często oddalonych od miejsca zamieszkania o ponad 100 km (w całej Polsce są tylko 33 ośrodki prowadzące odczulanie). – Wiele osób nie decyduje się na immunoterapię, mimo że żyją w lęku przed użądleniem, gdyż każdy wyjazd do szpitala wiąże się z koniecznością wzięcia wolnego dnia w pracy. Nie każdy pracodawca zgadza się co kilka tygodni na wolny dzień na odczulanie. Nawet sam dojazd jest dużym utrudnieniem, wiąże się z kosztami – podkreśla Grzegorz Baczewski, p.o. prezesa Fundacji Centrum Walki z Alergią.

Stworzenie możliwości prowadzenia odczulania w przychodniach oznaczałoby spore oszczędności dla systemu ochrony zdrowia. Doskonale zrozumiały to takie kraje, jak Austria czy Szwajcaria, które świetnie liczą koszty, a prowadzenie odczulania w szpitalach jest zdecydowanie najdroższe. - Wydajemy dziś w Polsce pieniądze w sposób nieracjonalny. Za odczulanie jednego pacjenta przez 5 lat NFZ płaci szpitalom ok. 63 tys. zł. Gdybyśmy zdecydowali się na zmianę systemową, polegającą na objęciu refundacją leku do odczulania i stworzenie możliwości prowadzenia immunoterapii w trybie ambulatoryjnym, to na jednej osobie zaoszczędzilibyśmy ok. 40 tys. zł. Gdyby więc tysiąc pacjentów zdecydowało się na odczulanie w przychodni, to moglibyśmy zaoszczędzić ponad 40 mln zł. Pozwoliłyby to na objęcie odczulaniem większej grupy osób, albo np. na zrefundowanie innej ważnej terapii, np. w onkologii – mówi prof. Marcin Czech, prezes Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego i były wiceminister zdrowia.

Dzięki możliwości prowadzenia odczulania w przychodniach większa grupa pacjentów mogłaby zdecydować się na odczulanie. – Oznaczałoby to dla nich mniejsze koszty dojazdów, nie traciliby dni pracy. Nie tworzylibyśmy kolejnych dni absencji chorobowych, zredukowalibyśmy koszty utraconej produktywności – zaznacza prof. Czech.

– Patrząc na wyliczenia farmakoekonomiczne, może się wydawać, że jesteśmy krajem bogatszym od Austrii i Szwajcarii – mówi Grzegorz Baczewski.

Epidemia przerywała leczenie

Odczulanie alergii na jady owady może ratować życie, dlatego już na początku epidemii COVID-19 pojawiły się zalecenia, żeby go nie przerywać. W praktyce jednak w większości ośrodków takie leczenie zostało zakończone u osób, które były odczulane powyżej 3 lat. W ich przypadku można przypuszczać, że immunoterapia była efektywna, nie ma jednak takiej pewności, co nie tylko naraża pacjenta na ryzyko przy ponownym użądleniu, ale też powoduje, że wydane do tej pory pieniądze NFZ mogą okazać się wyrzucone w błoto. Osoby odczulane powyżej 3 lat nie są jednak jedynymi, u których to leczenie zostało przerwane. – Nie mamy oficjalnych danych, otrzymujemy jednak informacje z wielu ośrodków, że nawet 30-40 proc. pacjentów zaprzestało immunoterapii, a ok. 80 proc. miało na tyle wydłużoną przerwę między kolejnymi dawkami, że trzeba było w istotny sposób modyfikować sposób leczenia – mówi prof. Krzysztof Kowal, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Swoistej Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. Wiele szpitali, w których odbywało się odczulanie, zostało przekształcanych na covidowe. Często również pacjenci rezygnowali z przyjścia do szpitala na odczulanie, obawiając się zakażenia koronawirusem. – Przerywali immunoterapię przede wszystkim pacjenci, którzy mieli inne choroby towarzyszące: choroby serca, układu oddechowego, otyłość – potwierdza prof. Jutel. A to właśnie oni szczególnie potrzebują tego leczenia.

Dziś sytuacja związana z COVID-19 jeszcze jest pod kontrolą, pacjenci w większości są odczulani w normalnym trybie, czwarta fala jednak zaczyna się już rozkręcać. Pacjenci znów obawiają się przerwania leczenia. - Sposób przeprowadzenia immunoterapii powinien leżeć w gestii decyzji lekarza i pacjenta, to nie system powinien o tym decydować. Mamy znakomitych specjalistów, wiemy, jak leczyć, jest sieć poradni alergologicznych. Muszą nastąpić decyzje dotyczące refundacji konkretnych preparatów. Jeśli tak się stanie, NFZ będzie miał realne oszczędności, a my obejmiemy leczeniem większą grupę pacjentów. Poprawi to jakość ich życia – dodaje prof. Jutel.

– Odczulanie pacjentów w kierunku jadów owadów wyłącznie w szpitalach to „zaszłość historyczna”, nie ma powodów, by tego dziś nie zmienić. Jakość preparatów zmienia się, zarówno pod względem składu jak sposobu postępowania. Musimy też patrzeć w przyszłość i uczyć się na błędach: nie unikniemy kolejnej pandemii w najbliższych 5-10 latach, dlatego powinniśmy tak zmienić nasz system, by nie powtórzyły się sytuacje konieczności przerywania immunoterapii – zaznacza prof. Krzysztof Kowal.

Artykuł został opublikowany w 43/2021 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także