Nam, zwykłym zjadaczom chleba, którzy głęboko do kieszeni schowali już maseczki, mogłoby się wydawać, że służba zdrowia naszego państwa – także mentalnie – wyszła z okresu pandemii. Wiele wskazuje jednak, że tak nie jest, i to pomimo zakończenia najbardziej dotkliwych składników reżimu sanitarnego. Lekarze, którzy z różnych względów krytycznie odnosili się do sposobu działania rządu w czasie pandemii COVID-19, w dalszym ciągu spotykają się z nieprzyjemnościami. Niedawno na łamach „Do Rzeczy” (nr 20/2022) pisali o tym Jan Pospieszalski i Jerzy Karwelis.
W maju 2021 r., czyli niemal dokładnie rok temu, o próbach dyscyplinowania aktywnych w debacie publicznej lekarzy pisał choćby branżowy portal Polityka Zdrowotna. Przywoływano wtedy bardzo mocny głos wewnątrz środowiska krytykujący działania samorządu lekarskiego. „To totalitaryzm. To zamykanie ust lekarzom, którzy ośmielają się mieć inne zdanie na temat metod zwalczania epidemii czy szczepionek przeciwko COVID-19” – mówił chcący zachować anonimowość medyk.
Sanepid w natarciu
Działania, o które tu chodzi, dotykały lekarzy o rozmaitym stosunku do polityki pandemicznej polskiego rządu. Toczyło się choćby postępowanie w sprawie wypowiedzi dr. Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19, który stanowczo krytykował działania sanepidu jako opieszałe. Wśród zarzutów wobec Grzesiowskiego znalazło się m.in. „promowanie niesprawdzonych rozwiązań medycznych”, „wielokrotne wprowadzenie opinii publicznej w błąd niepotwierdzonymi i nieprawdziwymi informacjami na temat epidemii COVID-19” czy wreszcie – może najważniejsze w tym wszystkim, o czym napiszę na końcu – „oczernianie i deprecjonowanie instytucji państwowych, w tym Państwowej Inspekcji Sanitarnej”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.