Wypłaty dodatków covidowych dla lekarzy, pielęgniarek, opiekunów i ratowników medycznych zaangażowanych w walkę z pandemią koronawirusa, zakończyły się w marcu. Świadczenia wynosiły 100 proc. wynagrodzenia, ale maksymalnie miesięcznie nie mogły przekroczyć 15 tys. zł.
O kontrowersjach związanych z przyznawaniem dodatków covidowych pisze Wirtualna Polska. Według portalu, łącznie wypłacono ponad 10 mld zł, ale zasady i kryteria wypłat były nieprecyzyjne. Przykładowo nie wiadomo było, czy za jeden dzień pracy wypłacać dodatek w pełnej wysokości czy proporcjonalnie.
Jak podaje WP, dyrektorzy lekką ręką wydawali pieniądze, bo nie pochodziły z kasy szpitala, lecz ze specjalnego funduszu. Natomiast medycy chętniej pracowali tam, gdzie przyjęto korzystniejsze dla nich zasady rozliczeń, co autorzy artykułu nazwali "lekarską turystyką covidową".
Rekordzista wystawił rachunek na ponad 100 tys. zł
W jednym ze szpitali uniwersyteckich dyrektor miał przepracować w rekordowym miesiącu 368 godzin, a jego zastępca – 422 godziny. Wicedyrektor wystawił rachunek na łączną kwotę 110 tys. zł.
Dziennikarze zwrócili się z prośbą o komentarz do Ministerstwa Zdrowia oraz NFZ. Z obu instytucji nadeszły niemal identyczne odpowiedzi o tym, że oddziały wojewódzkie NFZ otrzymywały od podmiotów leczniczych dane o personelu, który został zakwalifikowany do otrzymania dodatków oraz informacje o kwocie niezbędnej do wypłaty świadczeń.
– Jeżeli kierownik podmiotu leczniczego wskazywał konkretnego pracownika do otrzymania dodatkowego świadczenia pieniężnego, to brał na siebie odpowiedzialność za to wskazanie – powiedział w rozmowie z WP Jarosław Rybarczyk, przedstawiciel MZ.
Czytaj też:
Kontrola tzw. dodatków covidowych. "15 tys. zł za 30 minut pracy"