Wyłączywszy zdarzenia nadzwyczajne, takie jak wojny i klęski żywiołowe, państwa nie upadają ani nie bankrutują ot, tak, z dnia na dzień. Zwykle jest to proces trwający wiele lat, widoczny gołym okiem, o którego postępach regularnie uprzedzają ci, którzy je dostrzegają i czują potrzebę ostrzegania rodaków. A takich ludzi zwykle nie brakuje. Słowem, jeśli państwo bankrutuje, to żaden z jego obywateli nie powinien udawać, że jest tym zaskoczony.
A przechodząc na nasz grunt... Od dawna wiadomo, że dług publiczny Polski rośnie w tempie, które w dającym się przewidzieć czasie musi doprowadzić do bankructwa naszej ojczyzny. I co z tego, że wiadomo? Literalnie nic. Mimo że przybywa państw, które z obawy o to samo zapisują sobie w konstytucji zakaz zadłużania się i się tego trzymają, rządzących Polską polityków, ani z lewa, ani z prawa, to nie porusza.
Podobnie, nie poruszają ich wieści o nadciągającej ruinie finansów ZUS, które za kilka–kilkanaście lat po prostu zawalą się pod ciężarem emerytalnych zobowiązań. Ba, odpowiedzią ostatnich rządów na te katastroficzne wyliczenia są posunięcia, które miast poprawiać, pogarszają sytuację ZUS: poprzedni rząd (PO i PSL) doprowadził do faktycznej likwidacji kapitałowego filaru emerytalnego (OFE), a obecny (PiS) właśnie zmierza do przywrócenia niższego wieku emerytalnego.
Dalej. Chociaż od wielu lat nie jest tajemnicą, kiedy w Polsce zacznie brakować prądu i będzie nas dopadać blackout za blackoutem, a stanie się to niebawem, na razie nie trafił się nam rząd, który potrafiłby wygospodarować z bieżących wydatków pieniądze niezbędne do zapobieżenia ziszczeniu się tego, nomen omen, czarnego scenariusza, czyli do „zbudowania nowych mocy” w elektrowniach.
O tym, jak się skończy nieuchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej, również – rzecz jasna – mówiono i pisano przez wiele lat, bez trudności i trafnie przewidując przebieg wypadków, w tym afery reprywatyzacyjne, które teraz jedna po drugiej, nie tylko w Warszawie, wybuchają. I oczywiście także w tym przypadku rządzący nie potrafili lub nie chcieli zaradzić nadciągającej katastrofie.
W kontekście zamierzonego lub niezamierzonego braku przezorności w sprawach tak rudymentarnych jak zagrożenie państwa bankructwem, blackoutem i serią monstrualnych afer reprywatyzacyjnych zwykłym drobiazgiem jest samobójczo długie przymykanie przez rządzących polityków oka na nieprzestrzeganie przez rolników, ich upragnionych wyborców, elementarnych przepisów sanitarnych, wskutek czego – z powodu rozlewającej się po Polsce zarazy afrykańskiego pomoru świń – wkrótce trzeba będzie pewnie wybić wszystkie wieprzki w kraju, a mięso na schabowego sprowadzać z innych państw.